Poniżej fragment ebooka – cały dostępny jest w zakupie.
Zlecenie wcale nie okazało się takie proste, jak przypuszczała.
W półmroku nie dawało się dostrzec zbyt wielu szczegółów. Chociaż stodoła była stara i od wielu lat popadała w ruinę, to jednak nadal była to solidna konstrukcja, bez dziur i nadgryzionych zębem czasu krokwi. Jedynie w miejscu, gdzie obluzowała się deska, wpadał ukosem złocisty promień wieczornego słońca, jasną plamą rozlewając się na klepisku. Panująca dookoła cisza, wwiercała się w uszy, sama w sobie będąc pewnym rodzajem dźwięku.
El przycupnęła zaraz za progiem. Nie czuła strachu, lecz irytację. Po raz kolejny omiotła całe pomieszczenie uważnym spojrzeniem. Po prawej dostrzegła stertę zeszłorocznego siana. Po lewej zwalone byle jak drewno. I to wszystko. Żadnych palm krwi, żadnych zwłok i żadnych śladów, chociaż po słowach mieszkańców wioski spodziewała się całych stosów trupów. Znacznie gorsze było, że jeszcze nigdy wykrycie czegokolwiek sprawiło jej tyle kłopotu. Stąd irytacja.
Z namysłem spojrzała w górę, odgarniając nieposłuszne kosmyki włosów. Znów nic. Wydawało się, że pod powałą wiszą jedynie okazałe pajęczyny, może z dwa lub trzy nietoperze, lekko już nerwowe, bo niedługo miał zapaść zmrok.
– Co u licha? – mruknęła, zaciskając palce na amulecie, który zwisał jej z szyi. Każde miejsce miało swą specyficzną aurę, historię którą nawet średnio zdolny mag potrafił przywołać z przeszłości. Lecz to… Było jałowe, jakby dopiero co przed chwilą przybito ostatnią deskę. Właśnie to obudziło jej czujność. Cisza, nicość. Jakby ktoś usunął wszystkie ślady własnej, mrocznej działalności.
El była uczennicą człowieka, którego uważano za największego maga tego świata. Najzdolniejszą uczennicą, o której mistrz nieraz powtarzał, że z czasem pewnie go przerośnie. Została wysłana do stolicy Dolin, a kiedy odrobinę zboczyła z trasy, całkowicie przypadkowo przyjęła proste zlecenie w leżącej na uboczu wiosce. Chciała się rozerwać, a tymczasem siedziała teraz na progu podupadłej stodoły, marszcząc z niezadowoleniem brwi i szukając rozwiązania.
– Niby magia, ale nie wyczuwam magii – mruczała, jednocześnie kreśląc w powietrzu palcami zaklęcie ochronne. Najsilniejsze jakie znała. Niewielu na tym świecie było zdolnych, by go użyć. Mętnie pomyślała, że zamiast ruszać do walki w pojedynkę, powinna skontaktować się z mistrzem. Powstrzymywał ją jedynie wstyd. Pierwsze zadanie w terenie, a ona już nie potrafi sobie poradzić. Lecz niepokój narastał, a El czuła się coraz bardziej nieswojo. Gorzej, bo miała wrażenie, że jest również obserwowana. Jakby ktoś wpatrywał się w nią beznamiętnie, oceniająco, tak intensywnie, że dziewczyna poczuła jak zimny pot spływający wąską strużką wzdłuż kręgosłupa. Irracjonalne przerażanie było tez powodem gęsiej skórki i nagłej słabości w dole brzucha. Z taką siłą zakręciło się jej w głowie, iż musiała podtrzymać się ściany.
Ofiary, które podobno zniknęły w tym miejscu, nagle nie wydały się jej zwykłym zbiegiem okoliczności. Może mieszkańcy wioski mieli rację? Coś nieludzkiego, jakieś pierwotne zło czaiło się w okolicy, sprawiało, że ginęli ludzie. A może poniosła ją wyobraźnia, gdy zabrakło wiedzy oraz umiejętności, by rozwikłać zagadkę?
Nagle wszystko zniknęło równie nagle jak się pojawiło. Oszołomiona dziewczyna wstała. Przestała wyczuwać niebezpieczeństwo, przestała się bać. Lecz pozostał niepokój i pytania, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
Skupiła się w sobie, starając się wyczuć wszelkie formy życia w pobliżu. Gromadka myszy, jakiś ptak, który przysiadł na skraju dachu. Dużo dalej, zatrwożeni mieszkańcy, którzy uwierzyli, że im pomoże. Nic poza tym.
Przesunęła dłonią po mokrej od potu twarzy..
Wczoraj zatrzymała się w leżącej nieopodal wiosce. Chciała jedynie napoić konia i odetchnąć, ale kiedy odpoczywała popijając wodę, podeszło do niej kilka osób. Trzech mężczyzn, jedna kobieta. Wszyscy mieli podkrążone oczy, przekrwione białka i blade twarze, naznaczone cierpieniem. Dowiedziała się od nich, że od kilku miesięcy giną w okolicy ludzie. Najpierw tylko ci, którzy znaleźli się w starej, stojącej na uboczu stodole. Z czasem także inni, którzy jedynie oddalili się od zabudowań, idąc w tamtym kierunku. W końcu nieznane dotarło do granic wioski. Kilkoro dzieci zniknęło ze swoich domów, w nocy, z izb pełnych ludzi. Czy zgłosili to gdzieś? Tak, niejednokrotnie. Przybyły oddział żołnierzy niczego nie znalazł. Kilku magów, przysłanych ze stolicy również. A ludzie nadal ginęli. Dzieci, kobiety, mężczyźni w sile wieku, słabowici staruszkowie. Nieznane zło rozzuchwaliło się swą bezkarnością.
Łaskawie obiecała zająć się tą sprawą, w końcu do celu miała zaledwie dwa dni drogi, a czas narady wyznaczono dopiero za siedem księżyców. Mogła pomóc tym biedakom. Szczerze mówiąc nie wierzyła w tajemniczą, nadnaturalną siłę, bardziej w bandę sprytnych rozbójników, którzy uprowadzali ludzi, aby móc sprzedać ich jako niewolników za morzem. W krainie dolin takie rzeczy były od wieków zabronione, ale nie wszędzie tak było. Albo w fatalny zbieg okoliczności i potęgę ludzkiej wyobraźni.
Tymczasem natknęła się na coś zupełnie niezrozumiałego.
El weszła do stodoły, stanęła na środku. Zamknęła oczy, starając się używać teraz tylko jednego zmysłu. Tego, którym tak szczodrze została obdarowana.
Coś wyczuła. Nieuchwytny ślad dziwnej mocy. Zmarszczyła brwi. Dziwnej, a może tak starej, że wydawała się jej zupełnie obca? Tylko skąd na tym odludziu…
– Pani! – rozległo się trwożne wołanie na zewnątrz. – Pani! Żyjesz?
Prychnęła z pogardą. Może i nie umiała zidentyfikować wroga, ale jej zaklęcia ochronne zrobiły swoje.
– Nic mi nie jest – odkrzyknęła, zbierając się do wyjścia. Tutaj nie miała już czego szukać.
– Pani! – Ulga w głosie mężczyzny była doskonale wyczuwalna. – Czy coś znalazłaś w tej przeklętej stodole?
– Nie to, o czym myślisz – mruknęła. Wolała nie wdawać się w szczegóły. Szczerze mówiąc było jej wstyd. Łaskawie podjęła się tego zadnia, łaskawie, bo miała się już za wielką czarodziejkę która bez problemu poradzi sobie z kłopotami zapyziałej wioski. I poniosła klęskę, do której nie zamierzała się przyznać.
– Wiem pani – odparł mężczyzna ze smutkiem. – Pozostaje nam jeszcze jedno wyjście. Zresztą, wielu już je wybrało.
– Opuścicie wioskę?
– Tak. Przynajmniej ci, którzy chcą żyć.
– Czyli wszyscy. – El naciągnęła na głowę kaptur. Pomimo złocistego wieczornego słońca, zadrżała. Wróciło wspomnienie strachu, który zaatakował ją z taką siłą w tamtym miejscu.
– Pani… – Po drodze dołączył do nich drugi mężczyzna. – Jesteś magiem, znasz się na tych sprawach. Czy to nie… widmowa armia? – dokończył trwożnym szeptem.
– Nie wiem. – El postanowiła być szczera. – Ale widmowa armia chyba działała nieco inaczej. Mniej dyskretnie, bardziej krwawo. No i jak by się ukryła cała armia? W dodatku dlaczego w stodole?
– Może jakiś zapomniany dezerter?
– Wątpię. – Jednak słowa mężczyzny, podsunęły jej pewną myśl. W widmową armię nie wierzyła, chociaż tak naprawdę znała ją jedynie z opowieści snutych przy ognisku. Był jednak ktoś, równie groźny jak tamto nie pochodzące z tego świata wojsko.
Azack, Vidren, Koll. Trzy imiona, które znał na pamięć każdy mieszkaniec tego świata. Czyste zło w ludzkiej postaci. Magowie, którzy sprowadzili na nich to całe nieszczęście, czarnoksiężnicy będący przekleństwem własnej rasy. Jeśli to byłby któryś z nich…
– Powinnam zawiadomić mistrza – wyszeptała, kuląc ramiona. – Cokolwiek by to nie było.
Na nocleg zatrzymała się w największej chałupie we wsi. Nie dostała osobnej izby, ale przynajmniej ugoszczono ją własnym łóżkiem. Leżała, w ciemności wsłuchując się w całkiem normalne odgłosy dobiegające z każdego kąta domu. Chrobot. To pewnie myszy. Rytmiczne pochrapywanie. Brzdąc z katarem tuż obok. Szczekanie psa gdzieś w oddali.
Przewróciła się na drugi bok. Teraz księżyc świecił prosto w jej twarz. Doskonale, srebrzyste światło pomagało zebrać myśli, skoncentrować się. Bo jeśli niczego nie wymyśli, jutro będzie musiała skontaktować się z mistrzem. To ostateczny termin, nie ma sensu dłużej zwlekać. Nawet jeśli w przypadku kompromitacji, stanie się pośmiewiskiem. El wyznawała jednak zasadę, że lepiej chuchać na zimne.
Widmową armię skreśliła. Demonów w ogóle nie brała pod uwagę. Odeszły wieki temu, pozostawiając po sobie jedynie legendy i rody, w których płynęła ich krew. Najbardziej prawdopodobny był któryś z czarnoksiężników, lecz na co mu taka zabawa w kotka i myszkę? Z drugiej strony nie znała się na rytuałach czarnej magii. Może potrzebowała tak wiele ludzkiej krwi, lecz nie naraz? Jedna ofiara co jakiś czas, cyklicznie, konsekwentnie. Wioska leżąca na takim uboczu dawała szansę, że nikt się tym zbyt szybko nie zainteresuje.
– Chyba sama siebie zaczaruję, abym zasnęła. – El rozbawiła ta myśl, gdy wtem gdzieś całkiem blisko rozległo się głuche warknięcie. Wilk? Tutaj, tak blisko ludzkich siedzib?
Ostrożnie wstała, starając się nie robić zbyt wiele hałasu. Udało jej się dotrzeć do drzwi, ale kiedy spróbowała je uchylić, przeraźliwie zaskrzypiały.
– Do stu!… – wymamrotała El, rzucając w pośpiechu odpowiednie zaklęcie. Drzwi nie odważyły się ponownie zaskrzypieć. Wyślizgnęła się na zewnątrz, drżąc z zimna, bo noce były już coraz chłodniejsze.
I nagle zastygła w bezruchu, otulona ramionami.
Naprzeciwko niej stał wilk.
Napisz pierwszą opinię o “Wyklęty – ebook”