Fragment
Prolog
Rzucił papierosa na ziemię, a później zdusił go czubkiem buta.
Czekanie było tym, co lubił. Obserwowanie ofiary, osaczanie, odkrywanie każdego jej sekretu. Brutalny gwałt to zaledwie ukoronowanie całej akcji, główny cel, nie jej treść. Zresztą on już od dawna nie używał tak wulgarnego słowa. Dla niego było to spełnienie.
Zapalił kolejnego papierosa.
Czasami kończyło się na seksie, czasami musiał dobić ofiarę, bo w amoku ekstazy posunął się za daleko. Na szczęście na takie polowania nie wypuszczał się zbyt często, zadowalając się dziwkami. Ten seks też dostarczał przyjemności, przynosił rozkosz, lecz musiał być mocny, brutalny, balansujący na granicy bezpieczeństwa.
Jak u Nikolaja, pomyślał z niechęcią.
Nienawidził tego padalca i swego własnego zauroczenia tym człowiekiem. I pomimo tej nienawiści żywił do niego coś w rodzaju szacunku, podziwu, bo Nikolaj wydawał się być ideałem, do którego Nikita uporczywie dążył. Wydawał się być, bo przez tę kurwę, zupełnie mu się odmieniło. Zmiękł, spokorniał, a na samym końcu dał się zabić.
I to dla kogo? Dla zwykłej dziwki. Takich jak ona miał dziesiątki, a mógł mieć setki. Co za debil, pomstował w duchu Nikita, bo gdy tylko wracał pamięcią do tamtych wydarzeń, czuł jedynie wściekłość.
Głównie z jednego powodu. To on chciał strzelić mu w łeb, patrząc prosto w oczy.
Niestety, musiał się zadowolić porzuceniem jego truchła gdzieś w lesie.
Zdusił kolejnego papierosa, bo z czeluści bramy wynurzyła się ofiara. Nie znał jej imienia, nic nie wiedział o jej życiu, prócz tego, co miało mu pomóc w przeprowadzeniu akcji. Zresztą, nie obchodziło go to. Ani trochę.
Jak cień podążał za wysoką, smukłą blondynką. Typ urody, jaki uwielbiał i jaki go rajcował. Do tego jasna cera, błękitne oczy, twarz o wysokich kościach policzkowych i kształtnych ustach. Zawsze wybierał tak samo, chociaż nigdy nie zastanawiał się dlaczego. Dlaczego właśnie taki typ kobiety, a nie inny. Wolał tego nie robić, bo wracały wtedy duchy przeszłości, o której tak bardzo chciał zapomnieć.
Znał trasę, jaką pokonywała z pracy do domu. Wiedział, gdzie mieszkała. Znał też kod, dzięki któremu mógł dostać się do wnętrza zimnej klatki schodowej. Był niezwykle cichy, zwinny i szybki. Kiedy ona wyjęła klucze z torebki, on pojawił się za jej plecami. Kiedy nacisnęła klamkę, zaatakował. Otoczył ramieniem smukłą szyję, zasłonił dłonią w czarnej, skórzanej rękawiczce rozchylone do krzyku usta.
Miał w tym wprawę.
– Cicho – wyszeptał, zaciągając się zapachem strachu. Do ekstazy doprowadziło go szybkie i mocne bicie jej serca. Trzepotało z przerażenia jak u malutkiego ptaszka, z taką siłą, że wyczuwał je mimo grubej tkaniny płaszcza.
– Cicho, to może cię nie zabiję – dodał, rozbawiony własnymi słowami. Słowo „może” było tutaj kluczowe.
Ostrożnie zamknął drzwi, ale nie zapalił światła. Kochał mrok. Ten zawsze był jego sprzymierzeńcem, wrogiem ofiary. Nie puścił jej, bo wiedział, że od razu zaczęłaby krzyczeć. Ogłuszył uderzeniem, aby później wyjąć z kieszeni strzykawkę z propofolem. Dwie dawki dawały mu około dziesięciu minut na przygotowania. Chusteczki z chloroformem były dla naiwniaków, którzy nie mieli bladego pojęcia, że taki sposób obezwładniania ofiary działa dopiero po kilku minutach. Wbił igłę w wypukłą żyłę na nadgarstku, a wtedy kobieta zakwiliła, bo podczas wstrzyknięcia często występował ból. Jej ciało najpierw zaczęło drżeć, aby po niespełna pół minuty bezwładnie zawisnąć w jego objęciach.
Lubił tę metodę, bo pozwalała uniknąć komplikacji. Zaplanowana utrata świadomości, podczas której mógł wszystko przygotować.
Zaniósł ją do sypialni. Zapalił małą lampkę, rozebrał, ale nie do końca, jedynie płaszcz, buty. Potem wyjął z kieszeni kajdanki. Sam również pozbył się wierzchniego odzienia. Przeczesał palcami włosy i stanął przy nieprzytomnej ofierze, zastanawiając się, jak może się zabawić.
– Doskonale – mruknął. Najczęściej uwielbiał brać je od tyłu, przygniatać ciężarem własnego ciała, kontrolować każdy ruch. A pod koniec chwytać za włosy, odginając głowę pod takim kątem, że krzyczały z bólu.
Czasami zdarzało mu się przesadzić. Wtedy krzyk urywał się, a Nikita dobijał ze wściekłością i kończył. To doprowadzało go do furii, bo seks z trupami to nie była jego działka. Jemu trafiały się tylko wypadki przy pracy.
Zakleił usta ofiary grubą taśmą. Potem ją skrępował. Łóżko miało wspaniałą metalową ramę, do której przykuł smukłe nadgarstki. Później usiadł naprzeciwko, zapalając papierosa. I czekał.
Ocknęła się po niecałym kwadransie. Powieki zatrzepotały, a kiedy uniosły się w górę, dostrzegł czysty błękit jej oczu. Uśmiechnął się szeroko, bo kochał ten moment. Niedowierzanie, strach, niema prośba o okazanie litości. Dokładnie w tej kolejności. Drżenie ciała, nieśmiałe próby wyswobodzenia się i na samym końcu konwulsyjne drganie, jakby w agonii.
Palił papierosa, obserwując każdy z tych etapów. Gdy w końcu kobieta opadła wyczerpana na łóżko, a po szczupłych policzkach spłynęły łzy, Nikita wstał i pochylając się, zlizał je czubkiem języka.
– Będziesz grzecznie nie współpracować, to przeżyjesz – wyszeptał. – Uwielbiam, jak protestujecie, jak krzyczycie, jak cierpicie! – Przy ostatnich słowach jego twarz wykrzywiła się w paroksyzmie gniewu. – Słyszysz suko! Rozumiesz?
Skinęła głową, bulgocząc coś niewyraźnie. Po gładkim czole spłynęła strużka potu. Pociła się, a ten pot miał zapach obłędnego przerażenia.
– Podnieciłem się – mruknął. – Całkiem nieźle. – Sięgnął po leżący z boku nóż, po czym energicznym ruchem rozciął białą bluzkę. Na tym nie poprzestał. Pozbywał się jej odzieży metodycznie, nieśpiesznie. Aż do momentu, gdy była całkiem naga.
– Fajnie się trzęsiesz, dziwko! – roześmiał się cicho. Po czym sięgnął po dopalającego się papierosa i zdusił go na białym udzie. Wygięła ciało w łuk, a z jej oczu pociekły kolejne łzy. Nie mogła krzyczeć, bo spod taśmy wydobył się zaledwie stłumiony jęk. Nikita wyprostował się, zdjął bluzę i rozpiął spodnie, lecz się nie rozebrał. Naprężony członek przykuł uwagę ofiary, która chyba właśnie zrozumiała, co ją czeka.
Wystudiowanym gestem położył na nim dłoń. Zacisnął palce i przesunął nimi kilkukrotnie po twardym penisie. Na czubku żołędzi ukazały się mleczne kropelki, pokazujące, jak bardzo oprawca był podniecony.
– Lubię na sucho – wyjaśnił, figlarnie puszczając oczko. – Bo lubię nie tylko zadawać, ale i odczuwać ból.
Dosiadł ją okrakiem. Palce niczym szpony zacisnął na dużych piersiach. Uniósł biodra, aby sekundę później je opuścić.
Tak, bolało, ale on mówił prawdę. Lubił ten rodzaj bólu, gdy wchodził w suche, nieprzygotowane na jego atak, wnętrze. Przymknął na chwilę powieki, delektując się przyjemnością, a kiedy je otworzył…
Jęczała, wariując z przerażenia, bo to, co dostrzegła w ciemnych oczach oprawcy, doprowadziło ją do szaleństwa. Konwulsyjnie zaciskała palce, wiła się, próbowała uwolnić, chociaż to nie miało najmniejszego sensu. Gorzej, jeszcze bardziej go tym podniecała. A potem uderzył ją po raz pierwszy. Wymierzał policzek za policzkiem, coraz głośniej dysząc. Zdarł z jej ust taśmę, bo już nie była w stanie głośno krzyczeć. W końcu splunął pomiędzy rozchylone wargi i wsadził tam palce prawej dłoni. Tak głęboko, że kobieta zaczęła się krztusić.
– Tak! – krzyczał w amoku, czując zbliżającą się ekstazę. – Kurwa, tak!
Po gładkim czole spływał pot. Twarz miał wykrzywioną, zmienioną, w oczach obłęd. Zęby zacisnął z taką siłą, że przypominał szczerzącego się drapieżnika. Mięśnie napinały się i rozluźniały, podczas gdy kobieta pod nim powoli traciła przytomność.
Dygotał, gdy nadszedł orgazm. Jęczał, tryskając w poranione wnętrze i tak mocno ściskając krągłe piersi, że ślady po tym uścisku miały boleć jeszcze przez kilka długich tygodni. A kiedy jego członek wyrzucił ostatnią porcję spermy, Nikita opadł na zmaltretowane ciało.
– Zajebiście – wycharczał. – Dobra jesteś, wiesz o tym?
Sturlał się z łóżka, wstał i sięgnął po papierosy. Palił, patrząc na dygoczącą, łkającą kobietę.
– Błagam… – zaczęła, a wtedy brutalnie ją kopnął.
– Zamknij ryja! I nie psuj nastroju. – W ostatnich słowach pobrzmiewało już rozbawienie. – Ładnie podziękujesz, to cię nie zabiję.
– Dzię… kujęęę… – wyjąkała.
– Za odlotowy seks. Całym zdaniem proszę.
Łykając łzy, wykrztusiła w końcu słowa, których żądał.
– Dobrze, a teraz kilka słów na pożegnanie. – Pochylił się, delikatnie wplatając palce w rozsypane niczym aureola włosy, by po chwili brutalnie za nie pociągnąć. – Piśniesz słówko policji czy komukolwiek, to wrócę. Prędzej czy później, ale wrócę. A wtedy – pokręcił głową, cmokając – nie chciałbym być na twoim miejscu. Zrozumiałaś?
– Taakkk…
– Bo wiesz co zrobię? – Kciukami delikatnie dotknął oczu, aby po chwili brutalnie zwiększyć siłę nacisku. – Nie, nie zabiję cię. To byłoby zbyt proste. Wepchnę palce prosto do twojej głowy. Wtedy gałki oczne pękną, kości oczodołów połamią się, a ty do końca życia będziesz ślepa. Zrozumiałaś suko?
Nie czekał na kolejną twierdzącą odpowiedź. Zwinął dłoń w pięść i uderzył ją prosto w twarz. Wybił kilka zębów, prawdopodobnie złamał też kości szczęki zatokowej, ale to go nie obeszło. Trysnęła krew, a powieki kobiety zatrzepotały. Zemdlała.
– Polecam się na przyszłość – zakpił, oblizując zaschnięte usta, po czym sięgnął po porzuconą na podłodze bluzę. Ubrał się i ani trochę nie kłopocząc o zatarcie za sobą śladów, opuścił mieszkanie ofiary.
Kiedy stanął w bramie na dole, znów zapalił. Zaciągnął się dymem, powracając myślami do przeżytej ekstazy. Później postawił kołnierz płaszcza i wyszedłszy na ulicę, pogrążył się w mroku.
Zabawił się. Teraz pora na zadanie, jakie miał do wykonania.
I.
Nikita leżał na łóżku w hotelowym pokoju, paląc papierosa i czytając dostarczone mu informacje. Aby dorwać tę wywłokę, był gotowy zapłacić każdą cenę za jakikolwiek ślad, który mógłby na nią naprowadzić. Odrzucił połączenie przychodzące i zamyślił się.
Siergiej chciał, aby wrócił. W przeciwieństwie do Nikity nie czuł potrzeby szukania zemsty na Kamili. Stało się i tyle. Nikolaj poniósł najwyższą karę, teraz jednak trzeba było dalej troszczyć się o interesy, zwłaszcza że zaczęły się aresztowania na mocy nowej ustawy. Kilku złodziei w prawie już postawiono przed sądem i Kuzniecow miał większe zmartwienia niż zbiegła kobieta, która i tak w niczym nie mogła mu zaszkodzić.
Nikita patrzył na to zupełnie inaczej. Poprzez pryzmat osobistych animozji i niechęci, nie potrafiąc tak łatwo pogodzić się z faktem, że to nie on zabił Nikolaja.
Bo kurwa marzył o tym przez połowę swojego popierdolonego życia, w zasadzie od momentu, w którym poznał tego popaprańca. Chciał mu udowodnić, że jest sprytniejszy, silniejszy, bardziej szalony. I co? Nic, bo odebrano mu tę możliwość.
Znalazł więc sobie cel zastępczy. Kobietę, przez którą Nikolaj zginął. Którą kochał, tego akurat Nikita był pewien, chociaż z taką pogardą odnosił się do jakichkolwiek uczuć.
Jego już nie dorwie, ale ją tak.
I to ona zapłaci ten rachunek. Najpierw będzie ją gwałcił na wszelkie sposoby, jakie tylko przyjdą mu do głowy. Potem torturował. Na końcu zabije.
Rozmarzył się. Pomysłów miał sporo, co jeden, to lepszy. Wynajął już domek stojący na uboczu, aby nikt nie słyszał krzyków katowanej ofiary. Zorganizował odpowiedni sprzęt. Brakowało mu tylko jednego.
Cholernego Nikolaja, któremu mógłby pokazać, jak zabawia się z jego kobietą.
Westchnął. Trudno, zadowoli się tym, co ma.
Sięgnął po zimną kawę, przy okazji dostrzegając spore wybrzuszenie w spodniach. Uśmiechnął się z przekąsem. Zawsze kiedy myślał o zemście, pojawiało się podniecenie. Wypił duszkiem gorzki napój, po czym zapalił kolejnego papierosa. Telefon cicho piknął, sygnalizując przyjście wiadomości. Kiedy Nikita ją przeczytał, tym razem roześmiał się na głos.
Miał ją.
Wiedział, gdzie się ukryła.
Wstał i ziewając, przeciągnął się. Pora na prysznic i może ruszać w trasę. Im szybciej, tym lepiej, żeby znów mu nie umknęła. Już dwa razy to zrobiła, podsycając tlący się w nim gniew. Tym razem jej się nie uda.
Godzinę później jechał pod adres, który jeden z ludzi Kuzniecowa działający w Polsce, przysłał mu smsem. Pobudzony i podniecony, bo był pewien, że tym razem mu się uda. Dorwie ją! Nareszcie ją dorwie. Aż jęknął, czując, jak w górę wystrzeliło podniecenie. Odruchowo położył też dłoń na twardym penisie i zaczął lekko go masować. W końcu nie wytrzymał i rozpiął zamek spodni, po czym odsunął materiał bielizny, wydobywając nabrzmiałą męskość. Jechał, masturbując się, a w głowie miał tylko jeden obraz.
Bezwolna, skazana na jego łaskę, rozciągnięta na przybrudzonym materacu, z obłędnym przerażeniem w oczach.
W błękitnych oczach, takich, jakie uwielbiał u swoich ofiar czy kochanek.
Męska dłoń przyspieszyła, ciszę zakłócił chrapliwy oddech, ale Nikita się nie zatrzymał. Docisnął gaz i pędząc krętą drogą, wijącą się pośród gęstego lasu, doprowadził się do orgazmu.
Zatrzymał się dopiero, gdy skończył. Nie gasząc silnika, sięgnął po chusteczki, starannie wszystko wyczyścił, bo nie lubił plam na ubraniu, po czym wyrzucił przez okno i pogwizdując, ruszył dalej.
Nie zamierzał bawić się w podchody. Chciał spotkać się z nią oko w oko. Napawać się jej strachem, a swoją przewagą. Wykrzyczeć w twarz całą gorycz. Co dziwne, innej wersji wydarzeń nie brał pod uwagę.
Bo dlaczego ten pojebany Arnautow musiał zginąć?!
Nawigacja kazała mu skręcić w gruntową drogę po prawej stronie. Później poprowadziła go prosto do celu. Sprawnie zaparkował na zaniedbanym podwórku, po czym wysiadł, sięgając po broń.
Dookoła panowała niczym niezmącona cisza, zakłócana jedynie szumem lasu. Z nieba lał się słoneczny żar, ale na Nikicie nie robiło to żadnego wrażenia. Zsunął jedynie okulary przeciwsłoneczne na nos, po czym rozejrzał się z namysłem, dostrzegając stojący w cieniu samochód. Terenowy, mocno zabłocony.
Czyli była tutaj.
Uśmiechnął się z satysfakcją, asymetrycznie, drapieżnie. I bez wahania ruszył w stronę domu.
Drewniany ganek skrzypiał pod jego stopami. Drzwi okazały się otwarte, a w środku grało cicho niewielkie radio. Rozejrzał się czujnie po pomieszczeniu, które było połączeniem kuchni oraz salonu, notując takie szczegóły, jak parująca jeszcze filiżanka z herbatą czy niedbale porzucony na oparciu krzesła wilgotny ręcznik.
– Wypadałoby zapukać.
Wykonał błyskawiczny półobrót, ale to nie była Kamila.
To była całkiem obca mu kobieta.
Niewysoka, raczej niska, szczupła, lecz proporcjonalnie zbudowana. Cerę miała jasną, porcelanową, włosy całkiem czarne, obcięte na pazia, z równo przyciętą grzywką nad zmysłowo zarysowanymi brwiami. Twarz trójkątną, o zaokrąglonym podbródku. Zielone oczy, wąski, zgrabny nos i usta, których kształt mógł doprowadzić do szaleństwa. Lekko rozchylone, w kolorze intensywnej czerwieni, niezwykle kształtne, z nieco wysuniętą dolną wargą, która nadawała twarzy rysu uporu i krnąbrności.
– Czego chcesz? – zapytała po polsku, mierząc go czujnym spojrzeniem. Ale on całkiem dobrze radził sobie z tym językiem.
– Szukam kogoś.
– Kamili? – Zmrużyła oczy. – Jesteś Nikita?
Powiedzieć, że go zaskoczyła, to zbyt mało.
– Tak. – Skoro i tak wiedziała, kim jest, nie było sensu kłamać. – Muszę z nią porozmawiać.
– Porozmawiać? – powtórzyła szyderczo. Po czym szybkim ruchem wyciągnęła broń i wycelowała w jego pierś. – Spierdalaj ruski patałachu! W podskokach, bo odstrzelę ci jaja. Panimajesz?
Nie słowa, ale pełen lekceważenia ton głosu, z miejsca doprowadził go do furii. Powstrzymała tylko lufa broń, prawie dotykająca jego ciała.
– A ty kto? Zatrudniła harcerkę do obrony? – spytał szyderczo.
– Przeciwko takiemu jak ty, harcerka wystarczy. – Kobieta wydęła pogardliwie usta. – No dalej, bo nie lubię się powtarzać. Spadaj i żebym cię tu więcej nie widziała, bo nie będę się już patyczkować, tylko od razu pociągnę za spust.
Nie miał wyjścia. Musiał się wycofać, bo nagle zwątpił, czy kobieta się nie zawaha. Wyglądała na zdecydowaną zrealizować własne groźby. Upokorzony, wściekły, wrócił do samochodu, po czym wsiadł i bez słowa ruszył w drogę powrotną.
Iwona odetchnęła.
Zablokowała broń i zatknęła ją za pasek spodni. Kamila miała rację, ten typek z pewnością nie zjawił się tutaj w celu przyjacielskiej pogawędki. Mimo iż wyglądał jak najgorętsze marzenie z najbardziej mokrego, kobiecego snu, nie wzbudził ani jej zachwytu, ani zaufania. W ciemnych, prawie czarnych oczach, w których źrenice zlewały się z tęczówkami, dostrzegła wyrachowanie i obojętność. Więcej, dostrzegła w nich zło. Szaleństwo. Coś obrzydliwego, co wzbudziło w niej odrazę, chociaż całość…
Był wysoki, szczupły, ale i dobrze zbudowany, co uwypukliła jeszcze czarna koszulka opinająca ramiona. Spodnie i buty też miał w tym kolorze, za paskiem dostrzegła zatkniętą broń, na czubku głowy okulary przeciwsłoneczne w drucianych oprawkach. Cerę miał smagłą, charakterystyczny rys uporu na kształtnych wargach, seksowny dołeczek w brodzie i lekki ślad zarostu.
Mroczny, niebezpieczny i cholernie przystojny. Dostrzegła też coś dziwnego. Panował wściekły upał, a on miał na dłoniach czarne, skórzane rękawiczki. Chociaż jeśli zjawił się tutaj w złych zamiarach, może ten fakt nie powinien zaskakiwać?
Gdyby nie była uprzedzona, bo Kamila szczerze wszystko jej opowiedziała, to pewnie oniemiałaby na jego widok z zachwytu. A może po prostu zaufała swojej intuicji, która podpowiadała, że ten typek jak mało kto, zasługiwał na kulkę z broni?
Zastanowiła się nad tym, czy zjawił się tutaj sam. Jeśli tak, to nie stanowiło to problemu, z jednym facetem poradzi sobie bez trudu. Nawet jeśli był bezlitosnym bydlakiem. Gorzej, gdy towarzyszyła mu drużyna napakowanych osiłków. Tak czy inaczej, Kamila powinna się spakować i znów zniknąć. Powinna chronić swoje nienarodzone dziecko.
Iwona wygrzebała z kieszeni telefon i odnalazła właściwy numer.
– Halo? To ja. Zjawił się twój stary znajomy, ten o którym opowiadałaś. Tak, Nikita. Nie, raczej był sam, ale i tak musisz znów zniknąć na kilka tygodni. Załatwiłam ci nową miejscówkę. Bądź grzeczną dziewczynką i nie wydziwiaj. – Przy ostatnich słowach się uśmiechnęła.
Kamila po powrocie do kraju zgłosiła się na policję. Niestety, niewiele osób chciało dać wiarę jej słowom. Wśród nich była właśnie Iwona, córka komendanta, która może nie została policjantką, ale jej umiejętności przekraczały zdolności zwykłego funkcjonariusza.
Od piątego roku życia trenowała ju–jitsu. Od siódmego karate. Od dwunastego karv magę. Potrafiła posługiwać się bronią, wyjątkowo celnie strzelała. Miała licencję pilota na małe samoloty. Bez problemu prowadziła każdy motocykl i każdy pojazd, włączając w to tiry. Była twarda, wytrzymała i znakomicie rzucała nożem. Mało kiedy chybiała. Ojciec od dawna namawiał ją na karierę w policji, ale ona nigdy nie była do tego przekonana.
Nie lubiła ograniczeń, a ta służba takie wręcz narzucała.
Stój, bo strzelam? Ha! Od razu wycelowałaby i pociągnęła za spust. Niech bydlę wie, że nie pozostanie bezkarne, a zbrodnia, nawet najlżejsza, nie popłaca.
Smutna, przygaszona blondynka, wraz ze swoją niesamowitą historią, poruszyła serce Iwony. A kiedy jeszcze miała okazję poznać szczegóły…
Były prawie równolatkami, chociaż Iwona miała wygląd nastolatki. To zwiodło niejednego, bo w smukłym ciele drzemała sporo siły i wytrzymałości. Kamila nie mogła życzyć sobie lepszej ochrony niż ta niepozorna kobietka, o wielkim sercu, w którym od razu znalazło się miejsce na współczucie. Niby wszystko odbyło się na zasadzie zlecenia, ale obie wiedziały jedno.
To nie pieniądze były w tym najważniejsze.
Iwona napisała wiadomość z adresem, wysłała ją, po czym na wszelki wypadek usunęła, a później weszła do domu i rozejrzała się z namysłem. Musiała spakować rzeczy osobiste Kamili. Poczuła całkiem realny żal. Biedna, tyle ją spotkało i dalej musi uciekać. Trzeba będzie zrobić z tym porządek.
Nikita nie odjechał daleko. Zatrzymał się w środku lasu, wysiadł z samochodu i zaczął krzyczeć, kopiąc pobliskie drzewo. Musiał jakoś dać ujście swojej wściekłości.
Żeby kurwa zwykła baba tak go potraktowała!
Jak prawie każdy z jego środowiska, nie miał dobrego zdania o kobietach. Miały swoje miejsce w ich świecie, z którego nie wolno było się im wyłamać. Jedyną, której należał się bezsprzeczny szacunek, była matka, ale tutaj pojawiały się wspomnienia, których z taką siłą się wypierał.
Nie, jego matka nie zasługiwała na szacunek.
– Pierdolony worek na spermę! – warczał, przypominając sobie nieznajomą z domku i nadal kopiąc nieszczęsne drzewo. – Cholerny kurwiszon! Jeszcze cię dorwę i wtedy zobaczymy, kto będzie górą!
Szybko się uspokoił. Zemsta na zimno smakowała o wiele lepiej, no i miała też większe szanse powodzenia. Przetarł dłońmi spoconą twarz, po czym sięgnął po telefon. Jego informator nic nie wspominał o tym, że Kamila będzie miała towarzystwo. Pora sprawdzić, o co chodzi. Przecież do cholery płacił za wiarygodne informacje!
– Jewgienij, to ja – powiedział, z całej siły opanowując szarpiące nim emocje. – Brunetka, niska, z bronią, robi za ochronę tej dziwki. Kto to jest, bo że nie ta, której szukałem, to pewne. Nie wiesz? To się kurwa dowiedz! I to migiem, bo nie lubię opóźnień.
Przestał się miotać i zapaliwszy papierosa, przysiadł na masce samochodu. Palił i patrzył w kierunku, gdzie znajdowało się miejsce jego klęski. Lecz on niejednokrotnie udowodnił, że potrafi przegraną przekuć w zwycięstwo.
Tak, jak wtedy, gdy znalazł sposób, aby Nikolaj skrzywdził Kamilę.
Jednym, prostym posunięciem, zemścił się na nim za wszystkie upokorzenia.
Uśmiechnął się na wspomnienie wyrazu twarzy wroga, gdy bez skrępowania powiedział, że zna jego sekret. To dopiero była satysfakcja! A jeszcze większą poczuł, gdy zdradził mu, że to nie Kamila była źródłem tych informacji.
Te przyjemne myśli, zburzył natarczywy dźwięk telefonu.
– Co masz? – spytał krótko Nikita.
– Dosyć sporo, bo kumpel zna tę babę. Córeczka wysokiego rangą policjanta, ale sama nie pracuje dla mundurowych. Prowadzi własną agencję ochrony. Pewnie ta twoja Kamila…
– Nie moja! – warknął z nagłą złością.
– Dobra, pewnie ta nie twoja Kamila ją zatrudniła. Doskonale strzela, świetnie się bije, jest zawzięta i nieprzekupna. Mam ci podesłać kilku ludzi do pomocy?
– Wal się! – Nikita dał ujście swojej złości, tym optymistycznym akcentem kończąc rozmowę.
Po czym wsiadł do samochodu. Musiał przygotować plan, podjąć odpowiednie kroki i znaleźć ustronne miejsce. Zabawi się tak, jak lubi. W sumie po wszystkim może nawet odpuści Kamili? Siergiej coraz bardziej niecierpliwił się jego przedłużającą nieobecnością w Petersburgu. On akurat nie widział potrzeby szukania zemsty, która drążyła jego siostrzeńca.
Nikita się rozmarzył. Co prawda jego marzenia zawsze dotyczyły tego samego, ale jemu to nie przeszkadzało. Skuje ją i weźmie od tyłu. Może jakieś tortury? Mało inwazyjne, bo tym razem pragnął, aby ofiara przeżyła i cierpiała, karmiąc się wspomnieniami.
Doświadczenie w tych sprawach miał całkiem spore. Zacisnął palce na kierownicy, opuszczając głowę i patrząc przed siebie, z ponurym uśmiechem na ustach. Całkiem spore, to za mało powiedziane. On był w tym prawdziwym specjalistą.
Trudno, Siergiej będzie musiał pogodzić się z jego nieobecnością. Śledzenie potencjalnej ofiary zawsze zajmowało kilka dni. Śledzenie tej może zabrać o wiele więcej czasu. Tydzień, dwa, może nawet cały miesiąc. Lecz Nikita, gdy tylko chciał, potrafił wykazać się niezwykłą cierpliwością.
Odpalił i ruszając krętą, leśną drogą, powolutku układał plan. Plan, który, chociaż Nikita jeszcze o tym nie wiedział, miał się stać punktem zwrotnym jego życia.
Bo prowadził nie w przyszłość, a na spotkanie przeszłości.