Fragment
Poprawiła makijaż i fryzurę, założyła sukienkę, wygładzając każde, nawet najmniej widoczne zagniecenie materiału. Przygotowała sobie kolejną herbatę, ale nie zdążyła jej wypić, bo w końcu wybiła dziewiętnasta.
Pora na wielki show. Rozejrzała się z zadumą i wyszła z mieszkania. Klucze wrzuciła niedbale do torebki. Pokonanie dwóch pięter w dół, zajęło wyjątkowo dużo czasu. W końcu dotarła do bramy głównej. Teraz zostało tylko kilka stopni na zewnątrz.
Powoli zeszła po schodach, czując jak jej serce przyspiesza w oszałamiającym tempie. Głęboko odetchnęła, po czym ruszyła w kierunku ciemnego, błyszczącego auta. Co tu dużo ukrywać – właśnie zrozumiała, jak cholernie bała się tego spotkania. Dopiero teraz to do niej dotarło, dopiero w tej chwili pojawił się strach. Nie tylko z powodu roli, jaką miała odegrać, lecz także z powodu mężczyzny, który właśnie odwrócił się w jej kierunku.
Był wysoki i doskonale zbudowany. Cerę miał smagłą, o oliwkowym odcieniu, twarz szczupłą, pociągłą, o surowo zaciśniętych, wąskich ustach. Jego pierwotny urok podkreślały jeszcze wyraziście zarysowane kości policzkowe i ciemne, prawie czarne oczy. Grafitowy garnitur leżał na nim niczym druga skóra. Pod marynarką dostrzegła koszulę w podobnym odcieniu i tylko fiołkowy krawat stanowił jedyną barwną plamę wśród tych szarości.
Nie, nikogo takiego nie spodziewała się ujrzeć.
Najpierw zaskoczyło ją, że ktoś taki potrzebował płatnego towarzystwa, a potem spojrzała mu prosto w oczy i odruchowo się cofnęła. Panika zalała jej umysł niczym wzburzona fala podczas przypływu i mało brakowało, a najzwyczajniej w świecie by uciekła. Nigdy wcześniej nie spotkała się z tak dziwną mieszanką lodowatej pogardy, pewności siebie i tłumionej złości. Wydawał się opanowany i zimny, ale miała wrażenie, że to tylko pozory. Że wewnątrz drzemie nieokiełznana bestia, przyczajona do skoku, gotowa do ataku.
– Ty jesteś Samanta?
Głos miał niski, o głębokiej, budzącej w jej ciele dziwne wibracje, barwie.
– Nie – wyjąkała. Kurczowo zacisnęła dłonie, próbując się opanować. Przecież nie może się zblamować z powodu irracjonalnego strachu.
– Nie? – Uniósł brwi, choć wcale nie wyglądał na zdumionego. Mierzył ją przy tym ostrym, przeszywającym spojrzeniem. Jego wzrok nie wyrażał jednak absolutnie żadnej aprobaty, żadnego zachwytu. Jakby nie stała przed nim piękna, seksowna i powabna kobieta.
– Tak.
– Sądzę, że zadałem proste pytanie?
– Samanta trafiła do szpitala. Mam ją zastąpić – odpowiedziała drżącym głosem, czując jak rumieniec wypełza na jej policzki. – Jestem Agnieszka.
Zapomniała, że nie powinna była przedstawiać się swoim prawdziwym imieniem. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, ale nadal stał nieruchomo, jedynie mierząc ją wzrokiem.
– Nie zamawiałem żadnej Agnieszki. Miała być Samanta.
Nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć. Wpatrywała się w niego ogromnymi, przestraszonymi oczami, nie mogąc odnaleźć potrzebnych słów.
– Masz doświadczenie? – spytał w końcu.
– Tak.
– Gówno prawda! Z takimi oczami, pasowałabyś raczej do roli dziewicy rzuconej na żer krwawej bestii – warknął i dał krok do przodu.
Nie ośmieliła się powiedzieć, że nawet podobnie się czuje. Mężczyzna wyciągnął dłoń i ścisnąwszy jej podbródek zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy. Przy tak niewielkiej dzielącej ich odległości, okazało się to krępujące.
– Doskonale udajesz. W końcu Gerard wiedział, że takie lubię – mruknął, badawczo się przypatrując.
W co ta Baśka mnie wplątała? pomyślała w panice Agnieszka. W co ja sama się wplątałam? Na pierwszy rzut oka widać, że ten człowiek to bezwzględny egoista. Jeśli pani Anna zrealizuje swój plan i zrzeknie się praw do kamienicy na jego rzecz, to lokatorzy już mogą pakować walizki.
– Dobrze, wsiądź do samochodu. – Puścił ją i niedbałym gestem otworzył drzwi po stronie pasażera.
Zawahała się. Jeszcze mogła zrezygnować, uciec bez zbędnego tłumaczenia, ale wtedy cała sprawa odbiłaby się niekorzystnie dla przyjaciółki, a Basia potrzebowała dodatkowego zajęcia. Zresztą, jadą w publiczne miejsce, przecież nie zrobi jej krzywdy, gdy dookoła będzie pełno obcych ludzi.
Bez słowa wsiadła, a on zatrzasnął za nią drzwi i sam zajął miejsce kierowcy.
Ruszyli ostrym zrywem. Prowadził płynnie, ze wzrokiem wbitym w drogę, milczący, wyniosły i ponury. Panująca między nimi cisza była krępująca, ale Agnieszka nie miała odwagi się odezwać.
Bo przecież nie tak wyobrażała sobie to spotkanie. Chciała być czarująca, odrobinę uwodzicielska, elokwentna. Miała skłonić go do rozmowy, sprawić, aby się rozluźnił, aby patrzył na nią z podziwem. Tymczasem siedziała nieruchomo, spięta, przerażona i milcząca.
– Dojechaliśmy – odezwał się nieoczekiwanie, przerywając ciszę.
Skinęła głową, bo przecież nie spodziewał się odpowiedzi. Zgrabnie zaparkował i dopiero wtedy na nią spojrzał, a ona skuliła się pod wpływem tego przeszywającego spojrzenia.
– Miałem pojawić się w towarzystwie atrakcyjnej, niegłupiej dziewczyny, z którą przyjemnie spędzę czas i której wszyscy będą mi zazdrościć. Jeśli jednak będziesz patrzyła się na mnie takim przerażonym wzrokiem, nic z tego nie wyjdzie. A tego bym nie chciał – dodał z doskonale wyczuwalną groźbą. – Kiedy chcę seksu, idę do burdelu, więc grać osaczone niewiniątko możesz wtedy, gdy zostaniemy sami.
– Zrozumiałam – odrzekła krótko, modląc się w duchu, by przypadkiem nie mieli okazji zostać sami.
Kiedy wysiedli, objął ją ramieniem. Zadrżała. Było w tym geście tyle zdecydowania i pewności siebie, a jednocześnie paraliżującego chłodu. Nie spojrzał jej w oczy, nie uśmiechnął się, nie powiedział komplementu. Tego się nie spodziewała. Nigdy wcześniej nie spotkała mężczyzny, który w tak doskonały sposób panowałby nad swoimi emocjami, nad każdym gestem, słowem i grymasem twarzy.
Czy był przystojny? Chyba tak, choć nie umiała teraz tego określić. Na pewno fascynujący. Nie, inaczej. Fascynująco niebezpieczny i w pewien sposób przerażający.