Fragment
W eleganckiej kawiarni, przy okrągłym stoliku, siedziała samotna kobieta. Wyglądała na przygnębioną, ale jeśli ktoś zadałby sobie trochę trudu, aby przyjrzeć jej się dokładniej, od razu zauważyłby, że to nie przygnębienie, a złość.
Tak. To zdecydowanie nie był dobry dzień.
Olka była nie tylko zła. Była wściekła! Na samą siebie, na eks faceta, na cały świat.
Na złośliwy los, na swoją własną ślepotę, bo przecież pewne rzeczy mogła dostrzec znacznie wcześniej. Mogła też nie przyjmować tego cholernego zaproszenia. Miała pół roku aby wymyślić znakomitą wymówkę, ale nie, ona oczywiście uniosła się honorem i teraz będzie musiała robić dobrą minę do złej gry. Mogła też ze spokojem wyjaśnić, że nie powinna być wśród zaproszonych gości.
– Kłamczucha ze mnie – mruknęła, popijając zamówionego drinka. – I tchórz. Przebrzydły tchórz!
– Co tam mamroczesz pod nosem? – Przy stoliku pojawiła się kobieta o oszałamiająco czerwonych włosach. Prawie że świeciły w półmroku panującym w pomieszczeniu.
– O, Irka! – ucieszyła się niemrawo Olka. – Wiedziałam, że spóźnisz się dokładnie dwanaście minut.
– Panno dokładna, nie patrz tyle na zegarek tylko doceń, że wyrwałam się z domu na nasz babski wieczór. Zgaduję, że potrzebujesz pocieszenia? – Z gracją zajęła miejsce naprzeciwko przyjaciółki.
– Potrzebuję szczerej rozmowy.
– Faktycznie, na co dzień raczej nie tym się zajmujesz.
– Jeśli masz na myśli, że każdy prawnik łże jak najęty – westchnęła Olka – to trochę racji w tym jest. Z tym że my to nazywamy dyplomacją.
– Wiesz… Jak tylko pomyślę, jakie studia wybrałaś i że w ogóle je skończyłaś, chce mi się śmiać.
– Uhm – przytaknęła Olka. Nie było co się oburzać. W liceum robiła za czarną owcę. Rozrabiała, powtarzała jedną klasę, buntowała się i nawet raz uciekła z domu. Było co wspominać z niechęcią. Później, po dwudziestce zmądrzała. Dostała się na studia i to nie byle jakie, skończyła je i kilka lat później pracowała w znanej korporacji na wysokim stanowisku. Mało kto poznałby teraz w tej wymuskanej damulce, tamtą dziewczynę. Ona sama czasami się nie poznawała.
– Kiepsko wyglądasz, więc pewnie chodzi o Gabriela?
– Poniekąd – odpowiedziała markotnym głosem Olka.
– Jeszcze się nie otrząsnęłaś? Zdaje się, że byliście ze sobą pięć lat? – Przyjaciółka pocieszająco poklepała ją po plecach. – Może za szybko poszliście do łóżka?
– To była piąta randka…
– No tak, zapomniałam o liście twoich żelaznych zasad.
– Wiesz co jest najgorsze? – chlipnęła Olka. – Za dwa tygodnie hajta się z moją kuzynką!
– Z Anką?
– Nie, z nadobną Małgosią.
– Nieeee!!! – ryknęła od serca Irka. – Z tą Małgosią?!
– Tak, z tą! Rzucił mnie, bo nakryłam ich w razem w łóżku! Dwa dni przed naszym ślubem! A teraz się z nią hajta!
– O kurwa! – powiedziała z nabożnym zdumieniem Irka. – Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? Co za łajdak! Sukinsyn! Skurwysyn!
– Fiut prawoskrętny – dodała z zacięciem Olka.
– Że co?
– Fiut prawoskrętny.
– A tego to nie słyszałam – zaciekawiła się Irka. – Fiuta rozumiem, ale dlaczego prawoskrętny?
– Bo jak mu sterczał, to trochę na prawo…
Spojrzały na siebie, wybuchając nieopanowanym śmiechem. Lecz bardzo szybko minęła im ta wesołość.
– Coś czuję, że przyjęłaś zaproszenie na ślubną imprezę, prawda?
– Tak – westchnęła żałośnie Olka. Po czym bez zastanowienie dała solidnego łyka prosto z trzymanej w ręku butelki. – W końcu nasze matki były przyrodnimi siostrami.
– I pójdziesz sama?
– Mogłabym wziąć ciebie.
– Czekaj, czekaj… Mam pomysł! – Irka aż podskoczyła na swoim miejscu.
– Niech zgadnę. Mariusz zorganizuje jakiegoś swojego kolegę, napakowanego testoteronem twardziela, który będzie udawał śmiertelnie we mnie zakochanego. Będę się rzucać w jego ramiona, czyniąc mętne aluzje do mega odjazdowego seksu, wielkości jego członka i ilości numerków zaliczonych podczas jednej nocy?
– Jak ty mnie jednak dobrze znasz.
– Aha. Z żalem, ale muszę odmówić.
– Uważasz, że lepiej będzie siedzieć gdzieś w kącie, odpowiadać na natrętne pytania starych ciotek, kiedy ślub i z miną zbitego psa gapić się na tego palanta i ulubioną kuzyneczkę?
– Na nich akurat nie muszę się gapić.
– Olka! Pozwól sobie pomóc!
– Przecież to numer stary jak świat. – Olka wykrzywiła twarz i czknęła. Alkohol nigdy jej nie służył. Albo zasypiała już na samym początku, albo wpadała w nieopanowaną wesołość. No i była jeszcze obowiązkowa czkawka – nie do pozbycia się, nie do pokonania.
– Ten z wynajęciem faceta, który ma zgrywać narzeczonego? Pewnie, że stary! Ale z dobrych pomysłów się korzysta, a nie je odrzuca.
– Wpakujesz mnie w kłopoty.
– Marudzisz.
– Dostaniemy wspólną sypialnię.
– Pewnie z dużym łóżkiem.
– Na którym będziemy musieli wspólnie spędzić noc.
– Ciesz się, że tylko jedną.
– Wkurzasz mnie!
– To jak? Zgadzasz się, prawda? – Rozpromieniła się Irka. – Nawet wiem, kogo ci załatwimy.
– Wcale się nie zgodziłam.
– No to patrz! – Przyjaciółka przez chwilę grzebała w telefonie, a potem podetknęła go pod nos kiwającej się niemrawo Olki.
– No nie wiem! – wyszeptała ta po dłuższej chwili. – Niby niezły, ale jako konkurencja do Gabriela kiepski.
– Na żywo prezentuje się znacznie lepiej – zapewniała ją z zapałem Irka. – Będzie trochę wyższy od ciebie i przede wszystkim to typ mózgowca, a nie mięśniaka. W mięśniaka Gabryś by nie uwierzył.
– Mózgowca, hę? – Olka jeszcze raz nieufnie przyjrzała się mężczyźnie ze zdjęcia. Dość wysoki, szczupły, ubrany w elegancki garnitur, modnie ostrzyżony. Niczego sobie, gdy się lubi takie wymuskane typy. A ona lubiła. – On pracuje w policji?
– A gdzie tam! To pan prokurator.
– Prawdziwy?
– Najprawdziwszy! Klnę się na mą duszę!
– Czasami mam wrażenie, że jako przedstawicielka piekieł, nie masz duszy. I teraz nagabujesz mi swego wspólnika.
– Chcesz od razu na imprezę, czy może herbatka zapoznawcza?
– Powiesz mu?
– No pewnie. A coś ty myślała? Ma u mnie dług wdzięczności, pójdzie na układ.
– Aż boję spytać się jaki, skoro twierdzisz, że zgodzi się na taką hupcę.
– Obroniłam go kiedyś przed taką jedną harpią, robiąc za jego narzeczoną. To teraz niech on robi za twojego narzeczonego.
– Pan prokurator? – spytała Olka, przyglądając się jej z nieufnością. Coś tutaj zdecydowanie nie pasowało. Irka nie raz wpakowała ją w kłopoty, w dodatku potrafiła kłamać tak przekonująco, że nie dałby jej rady nawet wykrywacz kłamstw.
– Oj, kobieto! Nie marudź! Podam mu twój adres, a kiedy się zjawi razem ruszycie na pełen szaleństwa weekend.
– Moja intuicja mówi „nie”.
– Ale twoja przyjaciółka mówi „tak”!
– No dobrze… – zgodziła się z oporami Olka. – Niech będzie. Ale pamiętaj! Jak mi wywiniesz jakiś numer, to osobiście wytargam cię za te rude kudły! Zrozumiałaś?
Irka wybuchła śmiechem, po czym zamówiła całą butelkę szampana.
– Świętujemy wasze przyszłe spotkanie – oświadczyła, a wtedy, nie wiadomo dlaczego, Olka nabrała podejrzeń, że z pewnością coś pójdzie nie tak.
***
Mężczyzna nie przypominał tego, którego pokazała jej Irka w swoim telefonie. Był wysoki, doskonale zbudowany, śniady, o krótkich, ciemnych włosach i oczach, które teraz patrzyły na nią niechęcią. Rysy twarzy miał dość surowe, energicznie zarysowany podbródek i kształtny nos. Do tego dwudniowy zarost, pokryte tatuażami przedramiona, spluwę zatkniętą za pasem i usta, na widok których Olka poczuła się nieswojo. Harmonijne, o wyrazistym wykroju, teraz mocno zaciśnięte.
– To ty? – spytała ostrożnie.
– Ja. A czego się spodziewałaś? Księcia na białym rumaku?
– Pana prokuratora…
– Sorry złotko, zabukował sobie inną pannę na lato.
– Ale…
– Ja pierdolę! – syknął. – Po pierwsze wiszę Mariuszowi przysługę. Po drugie, to mój przyjaciel i partner, więc spełniam jego prośbę. Oraz tej stukniętej baby, Irki. Idziesz na to, czy nie? Bo jak nie, to też mam zabukowaną pannę na wieczór.
Co miała odpowiedzieć? Nawet się nie znali, a on już ją wkurzył i zirytował. Na dodatek kompletnie nie był w jej typie. Szanowana pani prawnik z wielkiej, znanej korporacji i ten… troglodyta? Ten buraczany prostak?
Jasny gwint! Irkę chyba kompletnie pokręciło! Już wcześniej podejrzewała, że przyjaciółka wywinie jej jakiś numer. Poza tym kto uwierzy, ze spotyka się z takim facetem? Z takim zarośniętym chamem! Złotko? Też coś!