Fragment
– Witaj – odezwał się głęboki, męski głos tuż za moimi plecami.
Rozejrzałam się podejrzliwie dookoła. W ogromnej, śmierdzącej kurzem i starymi książkami bibliotece, przy jednym ze stolików siedziałam tylko ja. Samotnie i w ciszy drzemałam na rozłożonej książce, starając się sprawiać wrażenie, iż pilnie przyswajam wiedzę.
– Witaj. – Znów to samo, a w pobliżu ani żywego ducha.
– Ki diabeł? – mruknęłam, przecierając oczy. Nieco się przestraszyłam, bo cholera wie, co to był za alkohol na wczorajszej imprezie.
– Żaden diabeł, wypraszam sobie. – Głos jakby się nadął z urazy. – Jestem twoim aniołem stróżem.
Dobrze. Za dużo wczoraj wypiłam. Jak widać to oraz panujący od kilku dni piekielny upał rzuciły mi się na mózg. Albo miałam omamy, albo delirium. Przejęta zgrozą skuliłam się na krześle i jeszcze raz uważnie rozejrzałam.
– Jestem nowy. Przysłali mnie w zastępstwie, bo mój poprzednik nie wytrzymał z tobą nerwowo. Co by nie robił, ty i tak pakowałaś się w tarapaty, pijackie burdy, bezsensowne romanse i tak dalej. A kiedy wczoraj po raz pierwszy zgrzeszyłaś przygodnym seksem, złożył wymówienie.
Nadal go nie widziałam, ale mogłabym przysiąc, że wypowiadając ostatnie zdanie, wzdrygnął się ze zgrozą.
– Anioł stróż? – spytałam nieufnie. – A dlaczego ja cię słyszę, a nie widzę?
– Obrałem taktykę dla wyjątkowych przypadków. Będę twym głosem sumienia.
– Sumienia? – powtórzyłam osłupiała. – Ale po co?
– W głębi serca dobra z ciebie dziewczyna. Nie chcemy, byś trafiła do piekła.
– Słodki Jezu! – wyjęczałam, chwytając się za głowę. – Czyżbym aż tak się wczoraj schlała?
– Oj, oj, oj! Jak nieładnie. I na dodatek wzywasz imię naszego pana…
– Zamknij się! – wrzasnęłam pełną piersią.
Zza półek wyłoniła się zdziwiona bibliotekarka. Była to niska, pokryta kurzem zapomnienia staruszka, w ogromnych okularach na haczykowatym nosie.
– Czy coś się stało?
– Nic, absolutnie nic – odparłam z rozpaczą. Postanowiłam, że wrócę do domu i tam uporam się z koszmarnymi majakami. – Już kończę i zaraz zwrócę książki.
Pokiwała głową i zniknęła pomiędzy wysokimi półkami.
– …nadaremno. – Głos nie chciał odpuścić.
– Zamknij się! – warknęłam, w pośpiechu wrzucając rzeczy do torby.
Do domu pędziłam, jakby faktycznie goniły mnie jakieś zastępy piekielne. Głos umilkł, zresztą zgodnie z zaleceniem, które wydałam.
Wzięłam prysznic, zjadłam resztki wczorajszego obiadu i od razu poczułam się raźniej.
– Przepraszam, że przeszkadzam…
Cud, że od razu nie umarłam na atak serca.
– Znowu? – jęknęłam z rozpaczą. – Czeka mnie wizyta u psychiatry.
– W kościele. Czeka cię wizyta w kościele – powtórzył głos z naciskiem. – Pamiętasz? Rachunek sumienia, spowiedź, komunia.
– Pewnie. A może leżenie krzyżem przed ołtarzem lub klęczenie na grochu?
– Stare, dobre, sprawdzone metody.
Przysięgłabym, że usłyszałam wyraźny żal.
– Zależy dla kogo.
– Jak się nagrzeszyło, to trzeba odcierpieć.
– Pokażesz się w końcu czy nie?! – wrzasnęłam, zrywając się z miejsca.
– Nie mogę. Poza tym nie myśl, że jestem przy tobie cały czas. Znikam, gdy wymaga tego sytuacja. Jestem bardzo dyskretny.
– Ach tak? Dobrze. – Bez uprzedzenia zrzuciłam z siebie szlafrok. W końcu kto mi zabroni paradować nago po własnym salonie? Z boku dosłyszałam coś jakby krztuszenie się połączone z rzężeniem. – Teraz sytuacja tego nie wymaga?
– Odwróciłem się – odparł głos z urazą. – A swoją drogą, nie rób tego więcej.
– Bo co? Staje ci? – spytałam drwiąco.
– Nic mi nie staje!
– Jesteś kastratem?
– Jestem aniołem! I to wyższego stopnia.
– Czyli niebiański impotent w białym gieźle i z głupawą aureolką nad głową?
– Nie jestem impotentem!
– Często robicie to tam, w niebie? I z kim? Z innymi aniołami czy z duszyczkami, które siedzą na chmurkach i brzdąkają na harfie?
– To jest niebo! O takich rzeczach się nie myśli – sapnął oburzony.
Spokojny dotąd głos o łagodnym brzmieniu zmienił się w opryskliwy, pełen powstrzymywanej wściekłości. Ale skoro to była tylko moja wyobraźnia połączona z wczorajszym alkoholem, to mogłam sobie nie żałować.
– A w piekle?
– Owszem, w tym plugawym miejscu na każdym kroku widzi się tarzających się w rozpuście nieszczęśników.
– Wiesz co – powiedziałam zamyślona. – To ja już wolę to piekło.
A tak w ogóle, to dlaczego twojego poprzednika nie słyszałam, nie widziałam, ba, nawet nie miałam pojęcia o jego istnieniu? A ty ledwo się zjawiłeś i od razu z grubej rury.
– Testujemy nowe metody oddziaływania na grzeszników – burknął.
– Co poniektórzy mogą zejść z tego świata na samym początku takiego eksperymentu – ostrzegłam go. – I dlaczego akurat ja zakwalifikowałam się do grupy testowej?