Fragment
Rozdział 1
Zośka
W sumie, to dlaczego nie? Facet przystojny, jak jasny gwint. Ewidentnie mu się podobam, chyba że udaje wzwód. Pewnie w życiu go już nie spotkam tym bardziej, że jutro wracam do domu. Same plusy. Idę na całość!
Nie uśmiechałam się, bo zdenerwowanie i radosne podekscytowanie zablokowały te mięśnie twarzy. W tym momencie liczyło się bolesne wręcz pulsowanie w podbrzuszu i widok mężczyzny, który mnie pragnie i czeka na mój ruch. Przysunęłam się do niego uważając, by pośladek nie dotknął rozgrzanej deski. Byliśmy w niewielkiej saunie, oświetlenie ledwo rozjaśniało mrok. W każdej chwili ktoś mógł wejść, ale było mi to w tym momencie obojętne. Jeśli tak się stanie, to każę temu komuś wypierdalać. Chciałam tego mężczyzny. Raz, porządnie, dogłębnie.
Nic nie mówił, patrzył. Roztapiałam się pod jego świdrującym spojrzeniem. Z bliska mogłam podziwiać detale urody. Pełne usta, kilkudniowy zarost na brodzie i pod nosem, ciemne jak noc oczy. Nie widziałam tęczówek, więc nie mogłam stwierdzić czy źrenice ma rozszerzone. Moje musiały być ogromne. Nie wierzyłam w to, co robię. Pierwszy raz rozsądek przegrał z pragnieniem.
Uniosłam się, przerzuciłam udo nad jego nogami, usiadłam, przyciskając podbrzusze do sterczącego penisa. Ruch w górę, dłoń między naszymi ciałami i kolejny ruch w dół. Jęknęłam, czując powolne wypełnianie mnie od środka. Mężczyzna warknął, docisnął mnie do siebie, unieruchomił. Przylgnęłam do niego, włoski gęsto pokrywające jego klatkę piersiową łaskotały mnie w sutki.
Nie chciałam, by mnie utrzymywał w bezruchu. Potrzebowałam czuć go w sobie, pragnęłam tego. Poruszyłam biodrami, niekontrolowany jęk wyrwał mi się z gardła. To było jak ruszenie lawiny. Wpadłam w galop, myśli odpłynęły, został mokry, gorący, zdyszany szał.
Wcześniej
Miałam dosyć tej pracy.
Może nie pracy, jako pracy, ale przełożonych.
Ukończyłam studia o kierunku „turystyka i hotelarstwo”. W międzyczasie nauczyłam się kilku języków, przychodziło mi to z łatwością. Wysoka średnia ocen i magisterka obroniona na piątkę otworzyły mi drzwi do poważnych agencji turystycznych, więc mogłam spełniać marzenia. Przez pierwsze trzy lata poznawałam świat, pełniąc funkcję rezydenta wycieczek w kilkunastu krajach. W wieku dwudziestu paru lat taka praca jest niczym złapanie Pana Boga za nogi. Spędzasz miesiąc w egzotycznym kraju, masz wikt i opierunek, rozwiązujesz błahe zazwyczaj problemy turystów i jeszcze ci za to płacą. Pewnie, że zdarzały się i te mniej przyjemne momenty, ale nie było ich aż tak wiele, bym nie cieszyła się z wykonywanego zajęcia. Byłam szczęściarą.
W pewnym momencie przyszła do mnie potrzeba stabilizacji, uwicia gniazda, posiadania czegoś własnego. Jako człowiek wychowany w rodzinie wielodzietnej, uczony oszczędności od najmłodszych lat, posiadałam oszczędności i stać mnie było na zakup mieszkania. Trochę wkładu własnego, reszta kredytu i miałam swoje dwupokojowe lokum z balkonem, widokiem na park i miejscem parkingowym w podziemnym garażu.
Zaproponowano mi dobrze płatne zajęcie, tj. funkcję zastępcy menadżera hotelu. Miałam szczęście, główny menadżer również była kobietą. Zajętą kobietą. Powiedziała wprost, że chce na mnie „przerzucić” jak najwięcej obowiązków, by założyć rodzinę, bo wreszcie ma z kim. Mi taki układ odpowiadał i cieszyłam się, że przełożony nie jest mężczyzną. Układ był zdrowy, nauki i pracy multum, było mi dobrze.
Okazało się, że jestem bardzo zdolnym człowiekiem i zostało to dostrzeżone. Po dwóch latach, na które podpisano ze mną kontrakt, zgłosiło się do mnie kilkanaście hoteli. Mogłam przebierać w ofertach pracy i wybrałam, moim zdaniem, najkorzystniejszą. Po kolejnych trzech latach znów zmieniłam pracodawcę, a po wygaśnięciu kontraktu, kolejny raz.
Mam trzydzieści sześć lat. Nie posiadam męża ani dzieci. Małżeństwo groziło mi raz, ale w porę się otrząsnęłam. Chciałam podpisać intercyzę przedmałżeńską, przyszły mąż nie chciał. Taka była sugestia moich rodziców, więc ich posłuchałam. Od lat prowadzili kancelarię prawną, znali wiele przypadków z życia wziętych. Mój przyszły mąż obraził się na mnie, że żądam czegoś podobnego, a w efekcie ochłódł i wycofał się z propozycji. To chyba nie była „taka miłość”.
Wtedy bolało mnie serce, czułam się wrakiem, nie kobietą. Kosztowna terapia u porządnej psycholożki pomogła i po trzymiesięcznym urlopie wróciłam do świata hotelarstwa. Niestety, niezbyt szczęśliwie. Musiał mi się popsuć wewnętrzny radar ludzkiego skurwysyństwa, bo zgodziłam się podpisać pięcioletni kontrakt i niestety źle wybrałam.
Spory, nowoczesny hotel, którego właścicielami było małżeństwo. Mieli kasy, jak lodu i brakowało im zajęć. Mężczyzna kurwił się na potęgę, próbował zaliczyć i mnie. Jego żona skupiła się na mnie, jakbym była przyczyną wszystkich problemów w jej związku. Z miesiąca na miesiąc stawała się coraz bardziej opryskliwa, upierdliwa, utrudniała mi życie, jak tylko potrafiła.
Chciałam rozwiązać kontrakt, ale mąż – kurwiarz temu przeciwdziałał. Gdybym zgodziła się na wypad na weekend z nim, wtedy odprawiłby mnie i jeszcze zapłacił półroczną pensję. Nie dałam dupy, więc byłam na ich smyczy. Nie udźwignęłabym kary, którą przewidywała umowa, w przypadku zerwania kontraktu przeze mnie. Odliczałam miesiące, które pozostały mi do jego końca. Gdy od upragnionej daty dzieliło mnie już niespełna pół roku, pozwoliłam sobie na krótki wyjazd.
Był początek lata, ja od zawsze kochałam góry. Nieważne czy pokrywał je śnieg, czy mieniły się kolorami jesieni, czy rozkwitały zielenią wiosny bądź lata. Kochałam je zawsze, miłością namiętną i to w górach miałam zamiar osiedlić się na starość. Jeszcze nie teraz, kiedyś, na pewno w niewielkiej miejscowości.
Oferta nowopowstałego hotelu wpadła mi w ręce sama. Niewielki, na uboczu, ale w miarę blisko miałam termy, a na tym mi zależało. Nie zastanawiałam się długo. Pokój ze śniadaniem, widokiem na góry kosztował sporo, ale uważałam, że należy mi się wypoczynek w luksusie.
Nie miałam pojęcia, że ten dzień skończy się tak niesamowicie. Rano, przed śniadaniem odwiedziłam siłownię, skorzystałam z bieżni, na której „nabiłam” kilka kilometrów. Prysznic, lekki posiłek i byłam gotowa do wspinaczki szlakiem górskim.
Czułam się wspaniale, mogąc z sobą walczyć. Czułam każdy nadprogramowy kilogram, który mimo dobrej kondycji fizycznej, ciężko wnosiło się na sobie na Kasprowy Wierch. W drodze złapała mnie ulewa i gradobicie. Przemakałam do suchej nitki, kucając pod krzewem, który nie przynosił specjalnej ochrony, może co najwyżej dla psychiki. Patrzyłam na ludzi, którzy zawracali, schodzili z powrotem w dół, bojąc się warunków klimatycznych. Pół godziny później byłam sucha i spocona, bo znów świeciło słońce. Na górze kupiłam herbatę i w tym momencie byłam absolutnie pewna, że był to najwspanialszy napój pod słońcem.
– Cześć, dziewczyno. – Opalony i upalony mężczyzna zaczepił mnie, gdy schodziłam już na dół. – Co taka piękna kobieta robi samotnie na szlaku?
– Szukam kopalni pomarańczy – odparłam rozbawiona, on nie wyglądał na obrażonego odpowiedzią.
– Zapalisz? – Wyciągnął w moim kierunku skręta, od początku nie krył się z tym, co robi.
W pierwszym odruchu chciałam odmówić. Już nawet otworzyłam usta, by podziękować, ale zmieniłam zdanie. Czułam się wspaniale po tej górskiej wyprawie. Odrobina dodatkowego luzu wydała mi się kusząca, a i dawno nie paliłam trawki, więc przysiadłam się do człowieka i przyjęłam od niego skręta.
– To co tu porabiasz? – Źrenice miał rozszerzone, uśmiechał się z sympatią, szczerze.
– Krótki urlop, przed powrotem do pracy, która przypomina dom wariatów – odparłam zgodnie z prawdą. – A ty?
– A ja sobie lubię zajarać zielsko na szlaku górskim, czasem uda mi spotkać urocze towarzystwo, jak dziś. – Wziął ode mnie bibułkę z żarzącym się tytoniem, zaciągnął się, wstrzymał powietrze i dym w płucach. – Później powrót do fabryki małp, czyli codzienności. Pal.
– Dzięki.
I tak sobie paliliśmy, minęło nas w międzyczasie kilkanaście osób, kilka rozpoznało charakterystyczny zapach marihuany, w efekcie oglądało się z zaciekawieniem za nami.
– Może wyskoczymy gdzieś na piwo. – Zaproponował, ja wiedziałam, że musi dojść do takiej propozycji.
– Może innym razem. – Nie miałam wyrzutów sumienia, że odmawiam. – Endorfin i używek miałam na dzisiaj dosyć.
– To może sam seks? – Rozbawił mnie prostolinijnością. Jestem dobry w te klocki, a po trawie mogę cię rżnąć przez całą noc. Wyglądasz na kobietę, która lubi seks.
– Dziękuję ci bardzo. – Wstałam, pochyliłam się, dałam mu buziaka w policzek. – Trawka była pyszna, propozycja mi schlebia, ale muszę podziękować i zmykać. Może kiedyś, a teraz pa.
Mrugnęłam, pomachałam mu ręką, a chwilę później szybkim krokiem schodziłam w dół.
Dobra, musiałam przed sobą przyznać, że mocne było to cholerstwo, dało mi w głowę. Prawie unosiłam się nad ziemią i czułam się naładowana.
W hotelu nie przebierałam się nawet. Do plecaka wrzuciłam czyste ubrania, strój kąpielowy, kosmetyki i pobiegłam do basenów termalnych, odprężyć mięśnie biczami wodnymi.
Zaczęłam od basenu, w którym na komendę głośnego brzęczyka należało się przesuwać zgodnie ze wskazówkami zegara. Trochę mechanicznie to wyglądało, ale dzięki temu silne strumienie wody stopniowo podwyższały się, rozluźniając kolejne partie ciała. Może poza jednym, który masował mnie między nogami.
Może przez to, co zrobiła ze mną trawa, a może przez długą abstynencję seksualną, ale podziałało to tak, że przy kolejnym biczu stanęłam na palcach, by woda uderzała we wrażliwe, pobudzone miejsce i trzymając się brzegu basenu, zafundowałam sobie samotny, cichy orgazm.
Zaliczyłam ten dzień do wyjątkowo udanych. Może jeszcze kupię sobie butelkę wina i rozsiądę się na balkonie, z którego z kieliszkiem w ręku będę podziwiała nadciągającą noc w Tatrach.
Nie miałam pojęcia, że czeka mnie jeszcze jedna przygoda, a właściwie gwóźdź programu. Zachciało mi się odwiedzić saunę.
Rozdział 2
Zośka
„Strefa nagości”, tak brzmiał napis na drzwiach wejściowych do saun. Nie lubiłam tego, ale po pobycie w basenie, zrobiło mi się zwyczajnie zimno. Weszłam do części recepcyjnej, pobrałam ręcznik, skierowałam się do przebieralni. Owinięta białą frotą zaglądałam kolejno do pomieszczeń i wycofywałam się, widząc choćby jedną osobę. Nie miałam ochoty na rozmowę, chciałam się wygodnie rozłożyć. Nie było tłumów, nie musiałam długo szukać. Najmniejszy z pokoi był pusty. Ucieszona ułożyłam się na plecach, na najniższej ławie i nasiąkałam gorącem.
– Dzień dobry. – Niski, seksowny głos zmusił mnie do otwarcia oczu.
– Dzień dobry – odpowiedziałam pozdrowieniem, podnosząc się do siadu, robiąc miejsce dla nowoprzybyłego.
Nie patrzyłam w stronę mężczyzny, bo na tym miedzy innymi polega korzystanie z sauny z przymusem nagości. Nie powinno być wstydu, ale będąc w moim wieku potrzeba odrobiny odwagi, by się przełamać, powstrzymać odruch zasłonięcia ciała. Opuściłam głowę pozwalając, by włosy zasłoniły mi twarz. Już trochę przeschły, więc i grzecznie zasłoniły piersi, a także brzuszek.
No dobra, nie jestem supermodelką, lubię dobrze zjeść i napić się wina. Mimo że uprawiam sporty wszelakie, to odnoszę wrażenie, że czerpię kalorie z powietrza i mogłabym co tydzień brać udział maratonie, a nie schudnę. Kiedyś się tym przejmowałam, w końcu przestałam. Jestem jędrna, cycata i mam kawał tyłka, ale to mój kawał tyłka i go zwyczajnie lubię.
Facet wstał, podszedł do pieca w rogu pomieszczenia, nabrał chochlę wody, zawisł z nią nad rozgrzanymi kamieniami.
– Mogę? – zapytał i czekał na odpowiedź.
Nie od razu odpowiedziałam, bo specyfik wciągnięty przeze mnie w płuca, w towarzystwie nieznajomego na szlaku górskim, wciąż bawił się neuronami w moim mózgu, zakrzywiając i wypaczając rzeczywistość.
Podniosłam wzrok, musiałam jakoś zareagować.
– Jasne.
Tyle udało mi się powiedzieć. Po tym słowie spojrzeniem dotarłam do jego twarzy i pięknie wykrojonych ust, okolonych kilkudniowym zarostem. Zapatrzyłam się w nie, mężczyzna stał w bezruchu. Popatrzyłam mu w oczy i chyba jęknęłam z zachwytu. Miał długie rzęsy i całkowicie czarne oczy. Przynajmniej tak to wyglądało w panującym w pomieszczeniu półmroku. Spojrzałam niżej, na klatkę piersiową, idealnie kształtną i pokrytą włoskami. Dokładnie tak, jak lubię. Odruchem była jazda oczu wzdłuż zwężającego się, biegnącego w dół brzucha owłosienia i…
Dobrze, tutaj było WYJĄTKOWO DOBRZE, JAK JASNA CHOLERA.
Najpierw rozdziawiłam usta, po chwili przełknęłam głośno ślinę i trwałam tak wpatrzona w najdoskonalszy i najpiękniejszy instrument, jaki widziałam w życiu. Kilka ich widziałam, ale ten miałam blisko siebie, idealny kształtem i ewidentnie pobudzony. Może nie bardzo, ale jednak gruby. Chyba, że facet tak po prostu ma i przed seksem tylko mu się usztywnia, a na co dzień ta konkretna parówa jest upchana w spodniach.
Zamknęłam usta, zmusiłam się do odwrócenia wzroku, choć było to trudne. Boleśnie trudne! Zrobiło mi się gorąco, miałam ochotę wyjść… a równocześnie chciałam być tu z tym człowiekiem. Wylał wodę na kamienie, para otoczyła nas, zaszczypała w oczy, ukłuła setkami igiełek skórę. Odruchowo wyprostowałam się, obnażając piersi. Mimo gorąca miałam twarde sutki, a wszystko za widok kawałka fiuta!
Ja, doświadczona życiowo, zaprawiona w potyczkach damsko-męskich podniecam się na widok seksownej klaty i twardniejącego kutasa?!
Nie wytrzymałam, musiałam na niego spojrzeć. W oczy, na usta, odważnie. Obróciłam głowę i wpadłam w sidła czarnych węgli ciemnych tęczówek bruneta.
– Widziałem cię w basenie.
Jego melodyjny głos czułam w brzuchu i niżej, drganiami rozpływał się w podbrzuszu. Widać wciąż musiałam być upalona, a to zielsko miało pewnie jakąś domieszkę, bo trzymało mnie tak długo.
– Aha. – Nie było słów w mojej głowie, wzrokiem znów zjechałam w dół i aż zagryzłam dolną wargę, widząc podniecenie mężczyzny.
– Miałaś orgazm. – Tymi dwoma słowami zastrzelił mnie. – Wyglądałaś pięknie, aż zapragnąłem zobaczyć to jeszcze raz.
Chciałam powiedzieć coś mądrego, ale słowa schowały się w głowie, zostało tylko pragnienie i człowiek, który mógł je ugasić. Może i normalnie miałabym zahamowania, pomyślałabym o prezerwatywie, ale ta część rozsądku spała otumaniona skrętem.
Widziałam, że czeka na mój ruch. Przysunęłam się do niego uważając, by pośladek nie dotknął rozgrzanej deski. W każdej chwili ktoś mógł wejść, ale było mi to w tym momencie obojętne. Jeśli tak się stanie, to każę temu komuś wypierdalać. Chciałam tego mężczyzny. Raz, porządnie, dogłębnie.
Nic już nie mówił, patrzył. Roztapiałam się pod jego świdrującym spojrzeniem. Z bliska mogłam podziwiać detale jego urody. Pełne usta, kilkudniowy zarost na brodzie i pod nosem, ciemne jak noc oczy. Nie widziałam tęczówek, więc nie mogłam stwierdzić czy źrenice ma rozszerzone. Moje musiały być ogromne. Nie wierzyłam w to, co robię. Pierwszy raz rozsądek przegrał z pragnieniem.
Uniosłam się, przerzuciłam udo nad jego nogami, usiadłam, przyciskając podbrzusze do sterczącego penisa. Ruch w górę, dłoń między naszymi ciałami i kolejny ruch w dół. Jęknęłam, czując powolne wypełnianie mnie od środka. Mężczyzna warknął, docisnął mnie do siebie, unieruchomił. Przylgnęłam do niego, włoski gęsto pokrywające jego klatkę piersiową łaskotały mnie w sutki.
Nie chciałam, by mnie utrzymywał w bezruchu. Potrzebowałam czuć go w sobie, pragnęłam tego. Poruszyłam biodrami, niekontrolowany jęk wyrwał mi się z gardła. To było, jak ruszenie lawiny. Wpadłam w galop, myśli odpłynęły, został mokry, gorący, zdyszany szał. Objęłam go ramionami, dodatkowo podpierał mi plecy, mogłam napierać na niego biodrami, piersiami ocierać się o szorstki tors, nabrzmiałą łechtaczką o owłosione podbrzusze.
– O matko – jęknęłam, czując, że zbliżam się do przepaści.
Przyspieszyłam drżąc, pozwalając opanować ciało dreszczom, umysł rozświetlić temu czemuś, co równocześnie wygina kręgosłup i każe wciągnąć maksymalną ilość powietrza w płuca. On też krzyknął, boleśnie wbijając mi palce w pośladki, ugniatając je.
Dyszałam, przylegając do człowieka, którego imienia nie znałam i zobaczyłam po raz pierwszy kilkanaście minut temu. Rozsądek pukał do bram mózgu, zaczął walić pięściami, w końcu połączył kopniaki. Odsunęłam się od mężczyzny, uniosłam ciało, zeszłam z niego, ciężko usiadłam obok. Sięgnęłam po ręcznik, okryłam się nim i wstałam. Zataczając się niczym pijana gęś, skierowałam się ku wyjściu i do swojej szafki. Wzięłam ciuchy, sprawnie ubrałam je i oddając ręcznik przy wyjściu, pośpiesznie opuściłam strefę saun.
Postanowienie pierwsze: Nie palić zielska. Jeśli już palić, to od razu odseparować się od ludzi, w szczególności od mężczyzn. Seksownych, owłosionych, z grubą pałą.
Nie zawracałam sobie głowy prysznicem, postanowiłam umyć się w hotelu. Zwróciłam bransoletkę i umknęłam wprost do hotelu, nie zaprzątając myśli zakupami w sklepie po drodze. Zamówię wino w hotelowej restauracji, do tego jakąś lekką kolację i po prostu przepłacę. Wolałam nie ryzykować spotkania z mężczyzną, choć nie przypuszczałam, by uwinął się z ewakuacją równie szybko, co ja. Wyglądało na to, że go znokautowałam, gwałcąc w miejscu publicznym.
Jutro opuszczę hotel i wracam do codziennej wojny w pracy. Zapomnę o posiadaczu najpiękniej wykrojonych ust i czarnych oczu. Dupa zaszalała, teraz trzeba ją wcisnąć w uniform codzienności, a tą przygodę wspominać ewentualnie podczas zabaw wibratorem.
Skubałam sałatkę, ale nie czułam jej smaku. Rozpamiętywałam to, co zrobiłam, rozkładając na części proste. Zaszalałam, jak nie ja, ale nie żałowałam. Wiem, że dla wielu osób takie zachowanie nie jest niczym niezwykłym, dla mnie było. Zwariowane przeżycie. Przy okazji podniecające i utwierdzające mnie we własnej atrakcyjności.
Czy chciałabym się spotkać z tym facetem jeszcze raz? Pewnie tak. Może na seks. Nie wyobrażałam sobie jednak randki z nim po tym, co zrobiłam. Przeleciałam gościa bez pytania o pozwolenie. On co prawda nie protestował, ale też nie pozostawiłam mu zbytnio wyboru.
– Zdrowie pięknego bruneta z czarnymi oczami i cudownym fiutem. – Uniosłam kieliszek, upiłam łyk wina i aż zamruczałam delektując się bukietem. – To był bardzo dobry dzień.
***
Powrót do codzienności rozwiał marzenia o ponownym spotkaniu z przystojniakiem z sauny. Znów podejmowałam decyzje, kierowałam ludźmi, planowałam wydatki, zakupy, grafiki. Kochałam tę pracę i tylko odliczałam dni do momentu, gdy wreszcie uwolni mnie koniec umowy i będę mogła podpisać kolejną, ale już w innym hotelu.
Nadchodził grudzień i koniec kajdan, którym był kontrakt. Miałam już upatrzony kolejny hotel, ten znajdował się nad morzem. Wynagrodzenie było bardzo zadowalające, kwatera, w której miałam mieszkać komfortowa, a właścicielem był starszy mężczyzna. Sprawdziłam jego dane bardzo dokładnie by mieć pewność, że nie trafię ponownie na zdziwaczałego pracodawcę.
Myślałam, że epizod z wyjazdu w góry stanie się bladym wspomnieniem, ale nie potrafiłam przestać myśleć o przystojniaku z sauny. Jak mógł mieć na imię? Czy jest żonaty? Gdzie mieszka?
Te i setki innych pytań bombardowały mi czaszkę co wieczór, tuż przed zaśnięciem. Niestety, jego pięknie wykrojone usta, świdrujące spojrzenie i twardy fiut obudziły tęsknotę, którą dotychczas udawało mi się skutecznie przyduszać.
Może to właśnie te tęsknoty spowodowały zmianę decyzji, czy raczej jej spontaniczne podjęcie. Prawniczka z kancelarii rodziców zadzwoniła do mnie pewnego popołudnia informując, że wpłynęła nowa oferta pracy.
– Góry, odnowiony hotel i trzyletni kontrakt menadżerski, ze świetną pensją – wyliczała.
– Góry? – Jęknęłam tęsknie. – Które?
– Tatry, oczywiście – prychnęła Marzena. – Cała reszta to pagórki.
– Miejscowość? – Czułam, że na to czekałam od lat. Trzy lata w tatrzańskim miasteczku, może w wiosce.
– Białka Tatrzańska, hotel „Taternik”.
Krew uderzyła do mózgu, ale momentalnie też włączyłam rozsądek. Przecież niemożliwe jest, żebym spotkała tam tego faceta. Jeżeli nawet zdarzy się cud i wybierze ten hotel, to…
Postanowienie drugie: Nie wymyślać scenariuszy, które prawdopodobnie nie będą miały nigdy miejsca (przecież on pewnie nawet nie zapamiętał mojej twarzy i nie poznałby mnie w świetle dziennym!). Wyjątkiem są fantazje erotyczne i scenariusze obłędnego seksu.
– Prześlij mi ofertę na mail. Zastanowię się.
Tak naprawdę, to już podjęłam decyzję, nie posiadając jeszcze danych.
***
– Witamy panią serdecznie. – Elegancka recepcjonistka przywitała mnie z uśmiechem. – W czym mogę pomóc?
Już ją lubiłam i wystawiłam jej w duchu pozytywną ocenę. Odrobinę zestresowała się, gdy usłyszała moje nazwisko, ale szybko przywołała chłopaka, by ten ją zmienił i zaprowadziła mnie do apartamentu, który przez najbliższe trzy lata miał być moim mieszkaniem.
Jak na razie, wszystko wyglądało wspaniale. Modernistyczna bryła wystawała ze zbocza góry i zachwycała tak z zewnątrz, jak i wyposażeniem, i wystrojem. Szłam za dziewczyną, słuchając historii budynku. Opowiadała o nowym właścicielu, który postanowił odnowić go całkowicie i musiałam przyznać, że wyszło mu to genialnie.
– Pan Wojciech prosił, bym panią przyprowadziła, gdy tylko się pani rozgości. – Otworzyła przede mną drzwi, więc nie od razu dotarły do mnie jej słowa.
Wyglądało na to, że dane mi będzie zamieszkać w najpiękniejszym miejscu, do jakiego dotąd pojechałam za pracą.
– To może od razu proszę mnie zaprowadzić. – Wolałam mieć z głowy wszelkie formalności, by móc przyjść do apartamentu na najwyższym piętrze i nacieszyć się nim, pooglądać dokładnie.
– Świetnie. – Dała mi chwilę na odłożenie torebki i odstawienie walizki na kółkach. – Proszę za mną.
Przekazała mi kartę magnetyczną otwierającą drzwi, i ruszyła korytarzem na przeciwległy koniec. Przed ostatnimi drzwiami przystanęła i wskazała tabliczkę na nich.
– Proszę zapukać, pan Wojtek wie już, że pani przyjechała. – Znów firmowy uśmiech i wycofanie się rakiem.
Grzeczna, skromna, idealna recepcjonistka.
Zapukałam i usłyszałam „proszę”, a zamek zabrzęczał elektrycznie, odblokowując drzwi. Pchnęłam skrzydło i weszłam do środka. Przedpokój i drzwi prowadzące do łazienki były lustrzanym odbiciem mojego nowego apartamentu. Za nimi po prawej otwierał się salon z aneksem kuchennym.
– Dzień dobry – zawołałam. – Jestem Zofia, nowy menadżer…
I tu mnie zamurowało, głos uwiązł mi w gardle, nogi wrosły w wykładzinę na podłodze.
Patrzyłam oto w najczarniejsze oczy, w jakie kiedykolwiek zaglądałam.
Rozdział 3
Zośka
Postanowienie trzecie: Trzymać się reguły sprawdzania danych o pracodawcy i nie kierować impulsem, bo intuicja jest najwyraźniej spierdolona.
– Witam. – Uśmiech uniósł kąciki ust, oczy wbijał w moją twarz. – Czy my się przypadkiem nie poznaliśmy?
Patrzyłam na niego zdumiona, nie wiedząc, czy faktycznie mnie nie poznał, czy właśnie sprawdza moją odwagę. Tak jak chwilę wcześniej osłupiałam, tak teraz wkurwiłam się nie na żarty, no bo jak to tak? Nie poznaje mnie, czy chce ośmieszyć? Oba scenariusze były do kitu i podniosły mi w efekcie ciśnienie.
– Nie znamy się – odparłam spokojnie, ale byłam pewna, że moje oczy ciskają pioruny. – My się tylko pieprzyliśmy.
Po moich słowach zapadła cisza. Dotarło do mnie, że zachowuję się niegrzecznie, chamsko i gówniarsko. Nie mogłam już cofnąć słów, nie dało się odpowiedzieć powiedzianego. Pozostało mi oczekiwanie na reakcję.
– I co z tym zrobimy? – Nie wyglądał na urażonego, raczej go rozbawiłam.
– Widzę dwa wyjścia. – Zaplotłam ramiona pod piersiami, co momentalnie skoncentrowało jego wzrok na moim biuście. – Albo rozwiązujemy kontrakt i wyjadę stąd jeszcze dzisiaj, albo zachowujemy się jak dorośli ludzie i prowadzę ci hotel, a o tamtym zapominamy.
Czekałam na odpowiedź i denerwowałam się. Zdałam sobie sprawę z faktu, że chcę tutaj pracować, mieszkać w tym miejscu i… mieć pod nosem człowieka, na widok którego żołądek wywinął mi koziołka, a serce przemieściło się do gardła. Tęskniłam za nim, jego skręconymi włoskami na klacie i za solidnym kawałkiem mięsa, którym mnie spenetrował. Poprawka – sama się nim spenetrowałam. Różnica niewielka, efekt taki sam.
Oczywiście, nie przyznałabym tego na głos za żadne skarby świata i chyba wcześniej wyrwałabym sobie język, niż któraś z tych prawd zostałaby przeze mnie ubrana w słowa.
– Jestem dorosły, więc jakoś przeżyję obecność zgrabnego tyłka, który pieprzyłem. – Świetnie opanował emocje, jego spojrzenie nie wyrażało kompletnie nic. – Polecono mi ciebie, jako jednego z najbardziej uzdolnionych menadżerów w kraju. W dodatku uczciwych i zdaje się właśnie dowiodłaś tej cechy.
Opuściłam dłonie, kamień spadł mi z serca. Gdyby kazał mi teraz wyjechać, poczułabym się parszywie i niekobieco.
– Chcę oprowadzić cię po hotelu, przedstawić załodze, ale może najpierw rozgość się w apartamencie. – Odwrócił się, sięgnął po coś do kieszeni marynarki, która wisiała na oparciu krzesła.
Oczywiście mój wzrok automatycznie zjechał w dół i spoczął na kształtnym tyłku, który bezczelnie obmacałam wzrokiem. Nie zdążyłam w porę odwrócić oczu, natomiast on zdążył się obrócić z powrotem.
O cholera. – Zamknęłam oczy, starając się zapanować nad rumieńcem wypływającym mi na twarz. – Czyli on ma po prostu takiego grubego cały czas. Nawet przez spodnie to widać.
– To moja wizytówka. – Aż podskoczyłam, słysząc go tuż obok.
Zamrugałam gwałtownie, musiałam podnieść głowę, by mu spojrzeć w oczy. Stał metr ode mnie i zaglądał tymi swoimi czarnymi ślepiami w moje. Oddychałam płytko, musiałam opanować chęć ucieczki z pokoju. Odetchnęłam głęboko, spowalniając oddech, starając się zapanować nad paniką. To był błąd, bo teraz miałam w nozdrzach jego zapach. To było pomieszanie woni wspaniale dobranych perfum, które weszły w magiczną reakcję z jego skórą. W ustach zebrała mi się ślina, przełknęłam jej nadmiar, zacisnęłam usta.
– Proszę. – Przysunął prostokątny kartonik, który trzymał między palcem wskazującym i środkowym. – Zadzwoń, jak będziesz… gotowa.
Ostatnie słowo wymówił cicho, pieszczotliwie. Zabrzmiało ono tak zmysłowo, że podniecenie uderzyło mnie kopniakiem w brzuch. Wyciągnęłam drżącą dłoń, wzięłam od niego wizytówkę. Zrobiłam to nieostrożnie, opuszki dotknęły opuszków, poraził mnie prąd. Kretyńskie! Kartonik wysunął się spomiędzy palców, wylądował na dywanie. Odruchowo kucnęłam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z idiotyzmu, jaki właśnie uczyniłam. Obniżając się, wylądowałam twarzą przed jego rozporkiem. Byłam tak skrępowana własną ułomnością, że chwilę trwało, nim udało mi się wymacać leżącą na wykładzinie wizytówkę i ująć ją w spocone palce. W międzyczasie nie odrywałam wzroku od jego rozporka, co musiało wyglądać, jakbym specjalnie zrobiła z siebie niezdarę, żeby móc sobie pooglądać jego krocze z bliska.
Zamknęłam oczy, zacisnęłam powieki, wymacałam wizytówkę. Podniosłam się z kucek i dopiero wtedy otworzyłam oczy.
– Zadzwonię, gdy tylko się odświeżę. – Wycedziłam przez zęby. – Miło mi poznać. Zofia. – Wyciągnęłam dłoń. – Dla znajomych Zośka.
– Wojtek.
I zamknął moją dłoń w swojej ciepłej, a dla mnie zatrzymała się kula ziemska, a co za tym idzie, przestała działać grawitacja. Unosiłam się nad dywanem, płuca wypełniły się próżnią i tylko sekundy dzieliły mnie przed implozją. Zassie mnie czarna dziura emocji, wessie w nicość i wypluje jako małą, kwadratową kostkę.
Idiotka!
Wojtek wypuścił moje palce, planeta znów ruszyła, grawitacja sprowadziła stopy na podłogę, mogłam oddychać.
Nic już nie powiedziałam, wolałam nie ryzykować. Obróciłam się ku drzwiom i na miękkich nogach opuściłam jego pokój. W przydzielonym mi apartamencie podeszłam do stołu, opadłam ciężko na krzesło i z twarzą zwróconą ku oknu i najpiękniejszemu widokowi za nim, wystękałam:
– Kurwa jego jebana mać. Co to było?
Nie jestem romantyczką, nie wierzę w te wszystkie porażenia strzałą Amora i przepływające przez ciało prądy. Wyznaję wiarę w rozsądek, zdrowe dopasowanie osobowości i porządny seks. Reszta jest kwestią pracy i wzajemnych kompromisów. To, czego doświadczyłam przed chwilą było zaprzeczeniem powyższego i zakrawało na jakieś bzdetowate romansidła, a nie na rozsądną kobietę, którą jestem.
– Dobra, kurwa! – Wstałam, przewracając krzesło. – Jestem w szoku, bo facet, którego wizerunek przywoływałam za każdym razem, gdy robiłam sobie ostatnimi miesiącami dobrze, jest tutaj. Nic poza tym! Byłam twarda, jestem twarda i taka pozostanę. On też był twardy i taki przyjemny w dotyku. – Przewróciłam oczami do tych mokrych myśli.
Postanowienie czwarte: Nie patrzeć Wojtkowi na tyłek, na krocze, nie dotykać go i nie wąchać.
Po szybkim prysznicu ubrałam białą bluzkę, prosty garnitur i upięłam włosy w kok. Niewielkie kolczyki i bransoletka były delikatne, nierzucające się w oczy i tylko makijaż pozwoliłam sobie zrobić mocniejszy. Taka moja zbroja, czy raczej barwy wojenne. Do paska spodni przypięłam niewielki, elegancki notes z cienkim długopisem. Kartę magnetyczną wsunęłam do wewnętrznej kieszeni marynarki i odetchnąwszy głęboko, opuściłam mój nowy azyl.
Nie chciałam dzwonić do Wojtka, wysłałam mu sms o treści: „Jestem gotowa. A Ty?”.
No dobrze, nie było co zaprzeczać, podobał mi się jak jasny gwint i w głębi duszy miałam nadzieję na coś więcej. Miałam też nadzieję, że nie okaże się, że jest żonaty i zainteresuje się moją skromną osobą. Wiedziałam, że wiele wysiłku będzie mnie kosztowało, by go nie prowokować.
Telefon zadźwięczał i wypluł wiadomość: „Zawsze”.
Nie czekałam na niego, wolałam nie narażać się na wspólną jazdę windą.
Mimo wieloletniej praktyki w zarządzaniu wieloosobowym zespołem, denerwowałam się. Byłam w nowym miejscu i z praktyki wiedziałam, że od pierwszego wrażenia zależy bardzo wiele.