Fragment
To, że czasem musiał zostać w pracy aż do późnego wieczoru, nigdy nie budziło niczyjego zdziwienia. Ale to, że na dzień przed ślubem wpadł niczym huragan do prawie opustoszałego już biura, poruszyło tych nielicznych pracowników, którzy właśnie szykowali się do odejścia. Większość ukradkiem umykała w kierunku wyjścia, reszta się wahała, bo nie wiedziała, co powinna zrobić.
– Nie stójcie jak te słupy soli, won do domu! – wrzasnął podenerwowany prezes, a potem zniknął za drzwiami swojego gabinetu.
Nerwowo szarpał za krawat zbyt mocno zawiązany wokół szyi. Szybkim krokiem skierował się ku biurku i rzucił na nie grubo wypchaną teczkę. Następnie jego wzrok padł na kobietę znieruchomiałą ze zdumienia, stojącą tuż przy szafie z dokumentami.
– Cholera – powiedział to bardziej do siebie niż do niej. Zupełnie zapomniał, że o tej porze na teren firmy wkraczają sprzątaczki i nocna zmiana ochrony. – Akurat teraz musi pani robić tu porządki?
– Nie wiedziałam…
Miała jasną cerę, upstrzoną niezliczoną ilością małych złocistych piegów, tak więc rumieniec wypływający na jej policzki był bardzo wyrazisty. Rude włosy, upięte w nieładzie na czubku głowy, barwą przypominały dojrzałe kasztany, a ogromne, szare oczy spoglądały na niego ze strachem. Nie wiadomo dlaczego, poczuł wyrzuty sumienia.
– No dobrze, to proszę sprzątać dalej, byle w ciszy. Chcę spokoju, zrozumiała pani?
Przełknęła ślinę i w milczeniu skinęła głową. Gdy siadał, jakby mimochodem zmierzył ją wzrokiem. Nie była ani szczupła, ani smukła, a jednak niesamowicie apetyczna. Krągłe biodra, zgrabne nogi, duże piersi i wąska talia tworzyły oszałamiający efekt wizualny, od którego trudno było oderwać spojrzenie. A on nie był wyjątkiem.
Zdjął marynarkę i rzucił ją niedbale na drugi fotel, stojący tuż obok biurka. Do marynarki dołączył krawat. Było tak gorąco i duszno, że z ochotą zdjąłby i koszulę, ale w tej sytuacji mogłoby to okazać się dość niezręczne. Poprzestał więc na uruchomieniu klimatyzacji, której tak nie lubił.
Westchnął i przeczesał dłonią siwiejące włosy. Kobieta się odwróciła i bezszelestnie zniknęła za drzwiami łazienki. To dobrze, bo mógł wreszcie skupić się na celu pobytu tutaj. Włączył laptopa i słuchając w roztargnieniu cichego buczenia uruchamiającego się sprzętu, zaczął przeglądać przyniesione dokumenty.
Nie wiedział, że tuż za ścianą nadal przerażona pracownica próbowała uspokoić rozdygotane serce i pokonać nagłą słabość w kolanach.
W wielkim, szklanym wieżowcu znanej firmy była zatrudniona od niedawna. Przychodziła zazwyczaj późnym wieczorem, kiedy ochrona w holu drzemała w najlepsze, a wszystkie pomieszczenia były puste i ciche. Czasem tylko zdarzało się jej wykonywać obowiązki o innej porze i zaledwie raz natknęła się na samego prezesa. Przeszedł obok, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem, pogrążony w rozmowie z jednym ze swoich najbliższych współpracowników. Ale doskonale pamiętała, że nie mogła oderwać od niego oczu.
Był wysoki, doskonale zbudowany, bardziej jak sportowiec niż biznesmen, czego absolutnie nie dało się ukryć pod eleganckim garniturem. Śniada cera musiała być darem natury, bo wątpliwe było, by korzystał z dobrodziejstwa słońca czy solarium. Włosy miał ciemne, gdzieniegdzie poprzetykane pasemkami siwizny, wysokie kości policzkowe i szczupłą twarz, która nie zwracałaby aż takiej uwagi, gdyby nie bystry, przenikliwy wzrok i sugestywne usta. Nie umiała jednak określić, co było w nich tak niezwykłego. Może kształt, może lekko uniesione kąciki? Wtedy pomyślała, że przypominają fauna. Zresztą w całej postaci mężczyzny było coś dzikiego i pierwotnego.
Cichutko westchnęła. Przez całe swoje życie jedną rzecz miała całkowicie za darmo – marzenia. W takiej chwili jak ta okazywały się jednak niewystarczające. Blakły w zetknięciu z rzeczywistością i pozostawiały po sobie jeszcze większą pustkę i niewysłowioną tęsknotę.
Z ociąganiem przystąpiła do pracy. Nie mogła sobie pozwolić na żadne opóźnienie, opiekunka do dziecka przychodziła na określony czas. W zasadzie oprócz biura prezesa do posprzątania został tylko sekretariat i to było wszystko na ten wieczór. Gdyby nie dziwaczny wybryk przełożonego, skończyłaby dużo wcześniej.
Jak mógł się tu pojawić i to o tak późnej porze dzień przed swoim ślubem? To było dziwne i niespodziewane, nawet jeśli dotyczyło ważnych spraw firmowych. No cóż. Nie powinna nad tym rozmyślać, tylko wziąć się do pracy, bo inaczej nie wyrobi się na czas.
Po pół godziny do ogarnięcia został tylko gabinet przełożonego. Weszła do środka z duszą na ramieniu i stanęła przed biurkiem.
– Przepraszam…
Prezes podniósł głowę znad papierów i zmierzył ją ostrym spojrzeniem.
– Kazałem sobie nie przeszkadzać!
– Zostało mi do posprzątania tylko to miejsce. Jeśli da mi pan kwadrans, szybciutko się uwinę i zniknę stąd.
– Posprząta pani, jak skończę. Czyli – spojrzał na zegar – za jakąś godzinę.
Też wolałaby przeczekać, gdyby nie siła wyższa.
– Nie mogę.
– Słucham?
– Nie mogę – powtórzyła odrobinę głośniej. – Muszę wrócić do domu na czas.
Zacisnął usta. Przez chwilę miał ochotę udzielić ostrej i bezpardonowej odpowiedzi, że gówno go to obchodzi, ale powstrzymał się, bo dostrzegł błagalny wzrok kobiety. Przecież ona się go bała! Pomyślał z przekąsem, że chyba nie zasłużył sobie na takie uczucia, ale potem wzruszył ramionami. Trudno. Jakoś to wytrzyma.
– No dobrze – burknął, ponownie zagłębiając się w leżących przed nim dokumentach. – Ma pani kwadrans.
Szum odkurzacza trochę go zirytował. Usiłował ponownie się skupić na roztrząsanych problemach, ale czuł krzątającą się kobietę, więc mimowolnie podniósł wzrok i zaczął ją dyskretnie obserwować. Pomyślał, że nie powinna być ubrana w tak obcisły fartuch. Owszem, strój był skromny, prosty, ale jednocześnie doskonale podkreślał każdą miękką linię jej ciała i wyraźnie pokazywał, że pod spodem miała tylko bieliznę. Zresztą co się dziwić w taki upał. Zastanowił się, ile mogła mieć lat, bo wyglądała młodo i niezwykle niewinnie.
Kobieta nieświadoma tego niezwykłego zainteresowania rytmicznymi ruchami odkurzała dywan, starając się to robić nie tyle dokładnie, co w miarę szybko. Żałowała teraz, że nie poszła do domu, choć nie posprzątała wszystkiego. Tak od razu nikt by się nie zorientował.
Wyłączyła maszynę i zabrała się do polerowania stołu konferencyjnego stojącego pośrodku gabinetu. Był zbyt duży, więc by sięgnąć jak najdalej, prawie się na nim położyła, nie zdając sobie sprawy z tego, że zbyt kusząco wypięła swój zgrabny tyłeczek wprost na osłupiałego przełożonego. W dodatku ten rodzaj czynności spowodował, że jej pośladki drgały rytmicznie w takt każdego ruchu dłoni i budziły w siedzącym w bezruchu mężczyźnie nieoczekiwane emocje. Przybrały znacznie na sile, kiedy kobieta stanęła przodem do niego. Trudno było oderwać wzrok od kuszącego dekoltu, w którym widać było pełne i jędrne piersi podrygujące w tym samym hipnotyzującym rytmie.
Nie potrafił oderwać od niej oczu. Czuł, jak materiał spodni napina się powoli, lecz nieubłaganie. Nie chciał tego, ale nie umiał zapanować nad własnymi zmysłami, nad ciałem, które tak zdradziecko reagowało na obecność obcej osoby i to w dodatku podwładnej. Czuł się jak sztubak śliniący się na widok pierwszej lepszej laski.
Nagle sprzątaczka się wyprostowała i z westchnieniem odgarnęła z twarzy kilka nieposłusznych kosmyków. Potem ich oczy się spotkały. To nie było zwykłe podniecenie, to była erekcja rozsadzająca mu spodnie z niespotykaną dotychczas siłą.
Kobieta odruchowo oblizała zaschnięte wargi i zamarła.
To już było ponad jego siły.