Fragment
Stał w kuchni, oparty o kuchenny blat, z filiżanką kawy w ręku, a naprzeciwko niego siedział młody chłopak. Dałaby mu może z dwadzieścia, góra dwadzieścia jeden lat. Miał jasne włosy, szeroki uśmiech i opaleniznę rodem z tropików.
– Co to? – Nieznajomy wzdrygnął się zaskoczony, bo Laura z szaleństwem na głowie i makijażem á la zombie, sprawiała niesamowite wrażenie. – Jakiś trup ożył?
– Nie dobił mnie i teraz będę się snuć po domu, strasząc i brudząc luksusowe marmury kapiącą z ran posoką – odpowiedziała ponurym głosem. – Kawę poproszę. Małą, czarną, mocną.
– Z cyjankiem? – zapytał uprzejmie Bastian.
– Z prądem. Dla odmiany obrzygam ci wykwintną, markową piżamę. Kto to? – wskazała palcem na wciąż osłupiałego chłopaka. – Twój syn?
– Aż tak stary nie jestem! – Bastian aż się zapowietrzył z oburzenia. – To Kacper, siostrzeniec przyjaciela.
– A to w porządku. W pierwszej chwili pomyślałam, że kochanek. – Laura wdrapała się na jeden z wysokich stołków, nie bacząc, że obaj panowie zmienili się w żywe znaki zapytania. – Robisz tę kawę?
– Poczułaś się zazdrosna? – zainteresował się chłopak.
– Zgłupiałeś? – odparła Laura z niesmakiem. – Niby o co?
– Może raczej o kogo?
Z politowaniem popukała się po głowie, po czym upiła pierwszy łyk.
– Boska! – oznajmiła tonem pełnym zachwytu. – Dla takiej kawy mogłabym bywać tutaj częściej.
– Tylko nie to – wymamrotał Bastian. W jego głowie już przewinęły się obrazy przyszłych katastrof, łącznie z potężną eksplozją, która zmiotłaby jego przytulne domostwo z powierzchni ziemi. – Kupię ci taki ekspres w prezencie.
– Kupisz? – zainteresowała się gwałtownie Laura.
– Kupisz? – powtórzył, dotąd milczący chłopak.
– Z zapasem kawy – dodał z desperacją Bastian, bo w wyobraźni ujrzał też potężny lej i zniszczenia na obszarze kilku hektarów, a siebie samego w pasiastym ubraniu za grubymi kratami.
– Kawy?
– Wieczystym zapasem! – Zniszczenia objęły cały glob ziemski, a on siedział właśnie na krześle elektrycznym. – U mnie będziesz spotykać Charona – dodał chytrze.
– Masz dużo mebli, jest na co wskoczyć.
– To kot. On też lubi wskakiwać na meble.
– Ochroniarzy też masz dużo, mogę wskakiwać na nich.
– O czym wy do diabła mówicie? – przerwał im w końcu chłopak.
– Mam kotofobię.
– Ona ma kotofobię.
– Kotofobię? – Kacper zrobił dziwną minę. – Czego wyście się wczoraj nawąchali?
– Kwiatków od dołu. Przecież mówiłam, że nie dał rady mnie dobić – powiedziała ironicznie Laura.
– To była rozmowa o pracę. Uczyłem ją, jak zakopywać zwłoki i żeby zawsze sadzić na nich chronioną roślinę, aby jej wykopanie było nielegalne.
Kacper parsknął śmiechem. Nigdy wcześniej nie widział Bastiana tak rozluźnionego i tak roześmianego. Nie miał pojęcia, kim była ta dziewczyna, ale już ją lubił.
Bastian był dla niego jak starszy brat. Po śmierci ojca zaopiekował się nim i matką, pomagał, wyciągał z kłopotów i nie pozwolił, aby wkroczył na tę samą drogę, co on. Kacper jak mało kto wiedział, że Dębski nie do końca bywa takim twardzielem, chociaż wiedział też, że potrafi być brutalny i nieprzejednany. Egzekwowanie długów nie było prostym zajęciem, a już na pewno, nie można było tego robić delikatnie. Za to pierwszy raz miał okazję obserwować zjawisko, które jego mama opisywała słowami: ogon kręci kotem. W tym wypadku ogonem była Laura. Ani zjawiskowa, ani urocza, ani seksowna. Za to dziwna, ironiczna i mocno pesymistyczna. Nie znał szczegółów ich znajomości, ale nie był ślepy. Bastian żywił wobec dziewczyny wyraźną słabość, chociaż Kacper nie do końca wiedział dlaczego. Nie, słabość, to chyba złe słowo. Dębski był nią zauroczony. Uśmiechnięty, pobłażliwy, wyrozumiały i dowcipny. Takim mało kto go znał.
– Ja naprawdę chętnie bym się u ciebie zatrudniła. Lubię takie klimaty.
– Zapach formaliny, rozkładające się zwłoki, kopanie grobów i cmentarze?
– Raczej miałam na myśli ciszę i spokój oraz brak kontaktu z roszczeniowymi klientami. W sumie nie mam też nic do cmentarzy – powtórzyła obojętnie Laura, a zaraz potem nagle się ożywiła. – Więcej, od kilku lat jak idę nocą przez cmentarz, to się śmieję.
– Na serio zaczynam się bać – powiedział Kacper, chociaż w jego głosie nie było grama strachu, a już raczej podziw.
– To trochę długa historia – zakłopotała się dziewczyna. – Byłam kiedyś na osiemnastce u kuzynki. Mieszkali tuż obok cmentarza. Moja mama jest krawcową i miała wtedy bzika na punkcie powiewnych, falbaniastych sukienek. Uszyła mi jedną, całą białą, w stylu retro, nawet bym powiedziała, że coś na wzór tych z zeszłego stulecia. Nie chciałam jej robić przykrości i założyłam tę kieckę na imprezę, bo nalegała. Zresztą dużego wyboru nie miałam, sukienka albo dżinsy. Na tej osiemnastce mnie upili i zasnęłam gdzieś w kurtkach. Jak się obudziłam, mdliło mnie i o mało trupem nie padłam, widząc swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam gorzej niż teraz, a już teraz jest źle, prawda? – Zamrugała zalotnie rzęsami, a obaj panowie nie ośmielili zaprzeczyć. Bynajmniej, nie z grzeczności.
– Postanowiłam wrócić do domu, a najkrótsza droga biegła właśnie przez cmentarz. Idę więc sobie taka rozmazana, bosa, bo buty gdzieś mi szlag trafił, odrobinę wystraszona, ale tylko odrobinę, bo jednak alkohol stłumił strach, rozczochrana i ubrana z tę białą kieckę rodem z filmu kostiumowego. Prawie dotarłam do przeciwległego końca, ale tam pod płotem jara szlugi trzech chłystków. Szlag mnie trafił, bo nie chciałam się cofać. Ssało mnie w żołądku, dokuczał pełny pęcherz, na dodatek bolały pokaleczone stopy. Desperacko postanowiłam nie zmieniać kierunku i wtedy ten jeden mnie zaczepił. „A panienka nie boi się tak sama spacerować nocą po cmentarzu?” pyta. Zrobiłam ponurą minę, wzdrygnęłam ramionami i mówię grobowym głosem: „Teraz to już się nie boję, ale jak żyłam, to różnie bywało”. I tak na niego spojrzałam, no tak! – Laura zademonstrowała minę rodem z horroru. Zarówno Bastian, jak i Kacper na moment znieruchomieli, głośno przełykając ślinę.
– Mówię wam, w życiu nie widziałam, żeby ktoś tak spierdzielał. Nawet szlugi pogubili…
Przez długi moment panowała cisza. Oni gapili się na nią, ona na nich, dopijając ze spokojem resztkę kawy.
– Słodki Jezu! – wydusił w końcu z siebie Kacper. – Ty tak serio?
– To jeszcze nic. Kiedyś udawałam upiora na randce mojej przyjaciółki, bo chciała przepłoszyć natręta, a on śmiertelnie bał się duchów. Kojarzycie ten film, Ring? No właśnie, nawet ze studni wylazłam, bo u niej na podwórku jeszcze resztki zostały. Po dobie spędzonej na obserwacji w szpitalu i dużej dawce środków uspokajających faktycznie nie tylko się odczepił, ale też unikał jej, jak diabeł święconej wody. Podobno jąkał się jeszcze przez pół roku, a przez dwa lata nie wyszedł z domu po zmroku.
– Ja się chyba zakocham – wyszeptał Kacper w nabożnym skupieniu i w tym momencie Bastiana odblokowało.
ZOBACZ RÓWNIEŻ